30 marca, środa
Jechałam wczoraj taksówką z nadmorskiej miejscowości z panią, która przyjechała na leczenie do Polikliniki. Leczy się w Elblągu, ale na dalsze leczenie została skierowana do Olsztyna, do Centrum Onkologii. To spotkanie spowodowało, że postanowiłam poruszyć temat chorób nowotworowych, temat trudny i dla wielu niewygodny. Onkologia to nowotwory, czyli potocznie - rak, efekt naszej cywilizacji, złej diety, nawyków,ścigania się z czasem, który zawsze jest szybszy. Choroby te, to coś, czego boimy się i wstydzimy się do nich przyznawać z obawy o reakcję otoczenia, ale są one, niestety coraz powszechniejsze. Co jest dziwne, na choroby nowotworowe zapadają coraz częściej zwierzęta. Podobnie jak my, oddychają skażonym chemią powietrzem i jedzą często to co i my. Nowotwory dopadły i moich znajomych i rodzinę, niektórzy przegrali, bo za późno było na leczenie, albo lekarz nie umiał postawić właściwej diagnozy. Wyszło, że jestem obciążona genetycznie, tylko co z tego? I tak niewiele mogę na to poradzić. Nie mogę przecież bez przerwy sprawdzać, czy już choruję, czy nie. Jednak coś mogę. Zaobserwowałam, że z moim znamieniem coś się dzieje. Czekałam, bo zwyczajnie, bałam się, ale przeprowadziłam sama z sobą poważną rozmowę w typie:''Może lepiej nie wiedzieć? Głupia babo, chcesz, żeby taki drobiazg zmarnował ci życie?!''Nie, więc poszłam do onkologa. Pod gabinetem spotkałam mnóstwo ludzi, głównie kobiet w przedziale wiekowym od bardzo młodych do starszych. Okazało się, że z moim znamieniem nie dzieje się nic złego, na szczęście, ale muszę je obserwować. Jedno co może cieszyć, to fakt, iż coraz częściej potrafimy jednak mówić o chorobach nowotworowych, podobnie jak i o chorobach psychicznych, jedne i drugie przestają być tematem tabu. oby tak dalej.
środa, 30 marca 2011
czwartek, 24 marca 2011
Służba publiczna
24 marca czwartek
Zastanawiam się, skąd tyle mało kulturalnych osób wzięło się w moim bloku (określiłabym ich dosadniej, ale nie wypada), wystawiają na korytarz stare meble, worki ze śmieciami i inne szpargały licząc, że ktoś, czyli na przykład dozorczyni, je posprząta. Czy są przyzwyczajeni do służby? Gdzie oni się chowali? Ja nigdy nie miałam służącej. Nauczono mnie, że każdy sam sprząta po sobie, niestety. Może dlatego dziwi mnie podobne zachowanie, zwłaszcza w dużym bloku. Pozdrawiam.
Zastanawiam się, skąd tyle mało kulturalnych osób wzięło się w moim bloku (określiłabym ich dosadniej, ale nie wypada), wystawiają na korytarz stare meble, worki ze śmieciami i inne szpargały licząc, że ktoś, czyli na przykład dozorczyni, je posprząta. Czy są przyzwyczajeni do służby? Gdzie oni się chowali? Ja nigdy nie miałam służącej. Nauczono mnie, że każdy sam sprząta po sobie, niestety. Może dlatego dziwi mnie podobne zachowanie, zwłaszcza w dużym bloku. Pozdrawiam.
sobota, 12 marca 2011
Nowe sposoby starych wyjadaczy.
12 marca sobota
Okazuje się, że jest nowy sposób naciągaczy na wyłudzanie pieniędzy, na '' sąsiadkę''. Polega on na tym, że do drzwi puka rudowłosa, dobrze ubrana kobieta i przedstawiając się jako sąsiadka z piętra poniżej, chce pożyczyć na godzinkę, trzy złote. Miała pecha, bo chociaż mieszkam w molochu i nie da się znać wszystkich, to akurat z piętra poniżej znam wszystkich, nawet z imienia i z nazwiska, bo to ''Stara Gwardia''. Słyszałam, że pukała także do innych drzwi na moim piętrze i pewnie na innych też. Zastanawiam się, ile osób nabierze się na ten tekst i czy to opłacalny numer? Pozdrawiam.
Okazuje się, że jest nowy sposób naciągaczy na wyłudzanie pieniędzy, na '' sąsiadkę''. Polega on na tym, że do drzwi puka rudowłosa, dobrze ubrana kobieta i przedstawiając się jako sąsiadka z piętra poniżej, chce pożyczyć na godzinkę, trzy złote. Miała pecha, bo chociaż mieszkam w molochu i nie da się znać wszystkich, to akurat z piętra poniżej znam wszystkich, nawet z imienia i z nazwiska, bo to ''Stara Gwardia''. Słyszałam, że pukała także do innych drzwi na moim piętrze i pewnie na innych też. Zastanawiam się, ile osób nabierze się na ten tekst i czy to opłacalny numer? Pozdrawiam.
niedziela, 6 marca 2011
Podróże po mieście
6 marca niedziela
Ostatnio dużo mówi się i pisze o kontrolerach biletów w miejskich autobusach. Jak każdy przeciętny zjadacz chleba, jeżdżę i ja liniami rodzinnego MPK. Rzadko, ale zdarza mi się spotykać panów kontrolerów i wrażenia z tych spotkań są różne, tak jak różne są charaktery i kultura osobista. Czasami trafiają się ludzie, którzy nie umieją, albo nie chcą mieć dobrych relacji z kontrolowanymi. Są opryskliwi i delikatnie mówiąc, chamscy, na szczęście tacy trafiają się rzadko i póki co nie miałam z nimi większych problemów. Zdarzało mi się tylko, że ktoś z nich oglądał mój nieszczęsny bilet z każdej strony, szukając śladów fałszerstwa, ale nie przeszkadzało mi to specjalnie, bo wiedziałam, że nie można mi nic zarzucić. Jak w każdym środowisku, trafiają się ludzie różni i dodatkowe uprawnienia nic tu nie zmienią, ktoś kto umie trzymać nerwy na wodzy i ręce przy sobie, z nich skorzysta we właściwy sposób, a ktoś inny, wręcz przeciwnie.
Ostatnio dużo mówi się i pisze o kontrolerach biletów w miejskich autobusach. Jak każdy przeciętny zjadacz chleba, jeżdżę i ja liniami rodzinnego MPK. Rzadko, ale zdarza mi się spotykać panów kontrolerów i wrażenia z tych spotkań są różne, tak jak różne są charaktery i kultura osobista. Czasami trafiają się ludzie, którzy nie umieją, albo nie chcą mieć dobrych relacji z kontrolowanymi. Są opryskliwi i delikatnie mówiąc, chamscy, na szczęście tacy trafiają się rzadko i póki co nie miałam z nimi większych problemów. Zdarzało mi się tylko, że ktoś z nich oglądał mój nieszczęsny bilet z każdej strony, szukając śladów fałszerstwa, ale nie przeszkadzało mi to specjalnie, bo wiedziałam, że nie można mi nic zarzucić. Jak w każdym środowisku, trafiają się ludzie różni i dodatkowe uprawnienia nic tu nie zmienią, ktoś kto umie trzymać nerwy na wodzy i ręce przy sobie, z nich skorzysta we właściwy sposób, a ktoś inny, wręcz przeciwnie.
środa, 2 marca 2011
Poczta, czyli dobre wrogiem lepszego
2 marca środa
Czytałam w gazecie lokalnej o tym, że pocztowcy chcą strajkować z powodu zamknięcia niektórych placówek. Zastanawiam się, czy ten strajk to już trwa? Poszłam wczoraj na ''swoją'' pocztę, z czterech okienek ''wpłatowych" i dwóch ''listowo-paczkowych'', czynne były dwa, o kolejce nie wspomnę. Skutek był taki, że mój list nie został wysłany wczoraj i musiał poczekać do dzisiaj. Było lepiej, ale kolejka stała, a jakże. Sądzę, że gdyby znaczek można byłoby kupić w każdym kiosku (jak było kiedyś!), albo w sklepie, jak chcą to wprowadzić, byłoby łatwiej korespondować tradycjonalistom. Przyznacie, nie zawsze i nie do każdego, można wysłać maila, czy sws-a. Uważam, że najbardziej porąbanym pomysłem było wprowadzenie wypłaty zasiłków rodzinnych przez pocztę. Wtedy o załatwieniu czegokolwiek na poczcie, nawet nie ma co marzyć. Mamuśki okupują całą powierzchnię, a słownictwo ich pozostawia wiele do życzenia.
Czytałam w gazecie lokalnej o tym, że pocztowcy chcą strajkować z powodu zamknięcia niektórych placówek. Zastanawiam się, czy ten strajk to już trwa? Poszłam wczoraj na ''swoją'' pocztę, z czterech okienek ''wpłatowych" i dwóch ''listowo-paczkowych'', czynne były dwa, o kolejce nie wspomnę. Skutek był taki, że mój list nie został wysłany wczoraj i musiał poczekać do dzisiaj. Było lepiej, ale kolejka stała, a jakże. Sądzę, że gdyby znaczek można byłoby kupić w każdym kiosku (jak było kiedyś!), albo w sklepie, jak chcą to wprowadzić, byłoby łatwiej korespondować tradycjonalistom. Przyznacie, nie zawsze i nie do każdego, można wysłać maila, czy sws-a. Uważam, że najbardziej porąbanym pomysłem było wprowadzenie wypłaty zasiłków rodzinnych przez pocztę. Wtedy o załatwieniu czegokolwiek na poczcie, nawet nie ma co marzyć. Mamuśki okupują całą powierzchnię, a słownictwo ich pozostawia wiele do życzenia.
wtorek, 1 marca 2011
Rozmowa kwalifikacyjna, czyli grunt to fajne towarzystwo.
1 marca wtorek
Byłam wczoraj na rozmowie w sprawie pracy. Było nas około dwudziestki, wśród osób czekających na swoja kolejkę była moja koleżanka z kursu. Co mnie zdziwiło, to to, że ona powiedziała mi, zdawkowe ''cześć'', ale potem stała spięta i w ogóle się nie odzywała. Jak się okazało, towarzystwo dobrało się niezgorsze i spora część z nas miała ochotę na wesołą gadkę celem rozładowania napięcia i zabicia czasu. Zastanawiam się, czy taki stres i chęć traktowania wszystkich jako potencjalnych wrogów i rywali, coś daje? Wiadomo, że pracodawca wybierze tego, kto najlepiej mu odpowiada i wzajemne zagryzanie nie ma sensu. Czy nie lepiej być po prostu miłym i wesołym dla potencjalnych konkurentów? Koleżanka opowiadała mi, że była na spotkaniu gdzie jedna z osób na rozmowie kwalifikacyjnej skupiła się na "obrabianiu" innych z kolejki, a nie na przedstawieniu tego, co ma najlepsze. Koleżanka dowiedziała się o tym od swojego przyszłego pracodawcy.
P.S.
O osobach urodzonych w niedzielę, mówi się, że są bardziej leniwe od innych, chociaż ja nie jestem, to czasami tłumaczę się datą urodzenia, gdy nie mam ochoty na coś.
Byłam wczoraj na rozmowie w sprawie pracy. Było nas około dwudziestki, wśród osób czekających na swoja kolejkę była moja koleżanka z kursu. Co mnie zdziwiło, to to, że ona powiedziała mi, zdawkowe ''cześć'', ale potem stała spięta i w ogóle się nie odzywała. Jak się okazało, towarzystwo dobrało się niezgorsze i spora część z nas miała ochotę na wesołą gadkę celem rozładowania napięcia i zabicia czasu. Zastanawiam się, czy taki stres i chęć traktowania wszystkich jako potencjalnych wrogów i rywali, coś daje? Wiadomo, że pracodawca wybierze tego, kto najlepiej mu odpowiada i wzajemne zagryzanie nie ma sensu. Czy nie lepiej być po prostu miłym i wesołym dla potencjalnych konkurentów? Koleżanka opowiadała mi, że była na spotkaniu gdzie jedna z osób na rozmowie kwalifikacyjnej skupiła się na "obrabianiu" innych z kolejki, a nie na przedstawieniu tego, co ma najlepsze. Koleżanka dowiedziała się o tym od swojego przyszłego pracodawcy.
P.S.
O osobach urodzonych w niedzielę, mówi się, że są bardziej leniwe od innych, chociaż ja nie jestem, to czasami tłumaczę się datą urodzenia, gdy nie mam ochoty na coś.
Subskrybuj:
Posty (Atom)