9 grudnia czwartek
Wybrałam się wczoraj do centrum. Idąc, grzeszyłam myślami brnąc w brei na chodnikach. Przypadkowo trafiłam na kiermasz w Starostwie Powiatowym na placu Bema. Uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej z Olsztynka wystawiali i sprzedawali swoje prace. Zyski przeznaczają na potrzeby tych warsztatów. Te świąteczne drobiazgi, prace plastyczne, czy bombki, były cudne. Szczerze żałowałam, że nie mam przy sobie więcej pieniędzy, bo miałam ochotę na większe zakupy. Podoba mi się też idea zarabiania na własne potrzeby, a nie oczekiwanie, że ktoś da bo się należy. W tym przedświątecznym okresie zaczęło dochodzić do paradoksów, w jednym sklepie stały dwa osobne stoiska na dary, w sąsiednim kolejne. Ile trzeba mieć, żeby każdemu dawać? Przyznaję, że ja nie daję odkąd zobaczyłam jak sprzedają otrzymane dary i to pod samym kościołem i odkąd wiadomo kto często po te dary chodzi (bo za darmo!). Często nie są to ludzie, którzy naprawdę potrzebują pomocy, tylko ci, którzy nie mają skrupułów by brać chociaż wcale nie są w potrzebie. Paradoks polega na tym, że dają ci, którzy sami mają mało, a biorą ci, co wcale mało nie mają, ale miło jest dostać coś za darmo. Wolę nakarmić bezdomnego psa czy kota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz