poniedziałek, 29 listopada 2010

Miejska Turystka na zakupach, czyli niebezpieczne przyjemnego początki.

29 listopada poniedziałek
Wybrałam się w sobotę na zakupy do "Niezapominajki. Nie byłoby w tym nic osobliwego, gdyby nie moje manewrowanie między jadącymi samochodami, a także uniknięcie (tylko cudem!) rozjechania autem prowadzonym przez kobietę, trzymającą w jednej dłoni komórkę, a w drugiej pomadkę. Czym trzymała kierownicę? Przypomniała mi się niedawna wypowiedź Pana Prezesa PSS, cytowana w "Olsztyńskiej" iż wszystkie jego działania służą wyłącznie dobru klientów tej sieci. Wynika z tego, że albo, po pierwsze:
przyjął politykę ojca wychowującego swe dziecko biciem i powtarzającego, że służy to dobru dziecka, oczywiście,
albo, po drugie:
wyżej wspomniany market, to tzw. drivemarket wyłącznie dla klientów zmotoryzowanych,
bo pod tym sklepem nie ma chodnika, a jest jeden wielki parking. A gdzie jest dobro pieszego klienta?

wtorek, 23 listopada 2010

Czarny koń, czyli łaska pańska na dziwnym koniu jeździ.

23 listopada wtorek
No i mamy pierwszą część wyborów za sobą. Przyznaję, jestem zaskoczona takim wynikiem i pewnie nie ja jedna. Ciekawe co będzie w drugiej turze. Swoją drogą, okazało się, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, chociaż w tym konkretnym przypadku nie można mówić o mieczu, a raczej, błocie (nie wypada publicznie nazywać tego bardziej dosłownie). Wybory były ( i są), ulubionym tematem rozmów w kolejkach i autobusach. Ile głosów, tyle i opinii. Kto był bardziej przekonujący pokaże druga tura. Jeden dużo robi dla miasta, drugiemu ludzie współczują (i jego rodzinie), bo ktoś podłożył mu właśnie to błoto. Swojego faworyta nie ujawnię publicznie, bo nie chce zapeszyć wyniku. Trzymam kciuki, tyle.
P.S.
Dziękuję za radę, przeczytałam ją i wzięłam do serca. Pozdrawiam ciepło w tą mało fajną pogodę.

piątek, 19 listopada 2010

19 listopada piątek
Na własnej skórze przekonałam się jak nieprzyjemne skutki może pociągnąć za sobą ogłaszanie się w gazecie. Jak wspomniałam w innym poście, zamieściłam ogłoszenie, że szukam pracy, wyraźnie zaznaczając charakter szukanej pracy. Odezwał się typ z niedwuznaczną propozycją, jak się okazało prawdopodobnie on też zamieścił mój numer na randkowym forum, bo wydzwaniają do mnie jakieś typy z propozycjami. Nie wiem, może była to z jego strony zemsta za brak zainteresowania. Chciałam się skontaktować z jeszcze jedną panią ogłaszającą się w rubryce "Szukam pracy " w Gazecie Olsztyńskiej, ale nie odbiera moich telefonów. Podejrzewam, że może się boi, tak jak zaczynam ja. Najgorsze, że mężczyźni z którymi próbowałam na ten temat rozmawiać, nie widzą w tym nic złego. Nie wiem, co mam robić. W ogóle mam nie odbierać obcych telefonów? Jaki sens w takim razie miało zamieszczenie ogłoszenia o szukaniu pracy? Jeśli jakaś życzliwa dusza czytała ten post, może mogłaby mi coś doradzić.

czwartek, 18 listopada 2010

18 listopada czwartek
Ani się człowiek nie obejrzał, a tu połowa miesiąca minęła. Wybrałam się wczoraj obejrzeć tą sporną komorę na Wojska Polskiego. Wracałam akurat z centrum, więc miałam po drodze. Udało mi się przebić przez grupę schodzącej młodzieży, bez szwanku i zrzucenia ze schodów. Jestem w końcu z pokolenia, które spędzało w kolejkach dzieciństwo i wiem od czego mam łokcie. Gdy znalazłam się na powierzchni, udałam się do wyżej wspomnianej komory. Niestety, jest zasypana, ale przypomniałam sobie, że mam ją na zdjęciu. I czym tu się zachwycać?Parę zardzewiałych baniaków, nic więcej. Szczerze mówiąc, podejrzewam, że na złomowiskach są podobne, jeśli nie ciekawsze. Moje zdanie, zaznaczam - laika - jest takie, skoro to zabytek, należałoby to przenieść, tak by można go było oglądać bez narażania się na wypadek. W ten sposób i wilk cały i owca. Miejsce po komorze nie kolidowałoby z planami miasta i budowlańców, a i konserwator miałby satysfakcję, że coś ugrał i komorę ocalił. Czy takie rozwiązanie jest nie do zrealizowania? Trudno sobie wyobrazić gromadę przedszkolaków tarabaniącą się do środka i panie przedszkolanki, próbujące nad nimi zapanować. Jeśliby, natomiast, komora znalazła miejsce w tartaku i wszystkie urządzenia stały obok siebie, pięknie zakonserwowane i dostępne, frajda taka sama, a bezpieczeństwo na pewno większe. To zdanie moje, laika i pieszego rajdowca miejskiego.

piątek, 12 listopada 2010

Nawiązanie do poprzednich postów.

12 listopada piątek
Witaj, Kamilu, niestety obawiam się, że masz rację z tymi telefonami, co gorsza pytałam dzisiaj w biurze ogłoszeń i wychodzi na to, że kilka osób skarżyło się na podobne telefony. To jest przykre, bo podważa zaufanie i w pewnym sensie smutne. A tak przy okazji, chciałam Cię przeprosić, że na swoje pytanie otrzymałeś odpowiedź w poście, ale nie wiem jak odpowiedzieć na komentarz bezpośrednio pod nim. Jeśli chodzi o blogowanie jestem nowicjuszką. Cieszę się, że czytasz mój blog, bałam się, że nie mam żadnego czytelnika i piszę sobie a muzom. Pozdrawiam Ciebie i innych czytelników.

czwartek, 11 listopada 2010

11 listopada czwartek
Święto Niepodległości, 11 listopada, data ważna i szczególna dla historii, dla nas - Polaków. Dobrze, że zaczyna się ją obchodzić nie tylko pompatycznie, dla notabli, ale bardziej na luzie, dla każdego i w każdym wieku. W końcu nie jest to dzień smutku, ale radości.
Skoro jednak nie piszę historycznego referatu, zmienię temat i nawiążę do wcześniejszego postu. Niewiele brakowało, a może i bym zarobiła na operacje zmieniające mnie w Barbi. Zadzwonił wczoraj do mnie jakiś 89 803... i złożył mi niemoralną propozycję. Gdyby zaproponował ten filmowy milion (niekoniecznie dolarów!), może bym się i zgodziła, a tak kazałam mu... a wcale nie! Kazałam mu uważnie przeczytać ogłoszenie, a zwłaszcza zdanie gdzie pisze jakiej pracy szukam. Wieczorem zastanawiałam się, kim jest ktoś, kto dzwoni z taką propozycją. Jeśli jest samotny, to powinien szukać szczęścia wśród innych samotnych serc, a jeśli przyciśnięty potrzebą, to i na to są odpowiednie agencje. Ja wyraźnie napisałam w ogłoszeniu, że szukam pracy w biurze lub w hurtowni, a ta w domyśle mnie nie interesuje. Przeszło mi przez myśl pytanie, czy ten ktoś dzwonił także do innych kobiet, których ogłoszenia ukazały się w rubryce "Szukam pracy",ale zabrakło mi odwagi i tupetu by to sprawdzić.
Drogi Kamilu, czy odpowiedziałam w tym poście na Twoje pytanie?

wtorek, 9 listopada 2010

W sklepach grudzień, w duszy listopad.

9 listopada wtorek
Nie pisałam, bo zwyczajnie nie miałam czasu. Czy Wy też czujecie atmosferę już Świąt? Wchodząc do małego marketu na moim osiedlu już w Zaduszki, zobaczyłam spakowane bukiety sztucznych kwiatów, ale za to mnóstwo akcentów związanych ze Świętami Bożego Narodzenia, podobnie zresztą było i w innych sklepach. Dla mnie to trochę za wcześnie.
Dałam ogłoszenie do Gazety, że szukam pracy. Napisałam prawdę, nie kryjąc, że jestem przeciętnej urody i kwalifikacje też mam przeciętne. Niestety, nikt się do mnie nie odezwał. Zastanawiam się teraz, może trzeba było pisać na wyrost - jestem jak piękna Barbi, intelekt też mam jak ona. Przyznaję, chętnie bym się do niej upodobniła ( tylko z powierzchowności! ), ale najpierw muszę zarobić na operację plastyczną. I kółko się zamyka. Trudno, może ktoś mnie zatrudni przynajmniej na sprzątaczkę. W tej pracy to już chyba nie muszę być piękna, nie muszę znać języków obcych wystarczy, że biegle mówię w ojczystym. A intelekt? A intelekt schowam pod fartuch, a co, nie mu będzie ciepło.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Dzień refleksji i goryczy, czyli sentymentalny spacer.

1 listopada poniedziałek
I tym razem zgadzam się z komentarzem, gdyby nadal karano złodziei tak, jak dawniej, od razu byłoby wiadomo z kim ma się do czynienia. Ale zmienię temat, bo data jest ku temu.
Wróciłam właśnie ze spaceru po zatorzańskich cmentarzach. Co roku palę znicze na kilku opuszczonych grobach na cmentarzu Świętego Józefa, a potem idę na cmentarz przy ulicy Poprzecznej. To taka moja tradycja tego dnia. W tym roku było podobnie, z tym że wracając z "Józefa", spotkałam znajomą Panią i towarzyszyłam Jej na Poprzecznej. Odwiedzałam groby Jej rodziny i poznałam historię rodziny i losy Polaków na Kresach, w powiecie nowogródzkim. Losy Polaków zesłanych do łagrów, historię przymusowej kolonizacji i powstawania kołchozów, a także losy tych, którzy nie zgadzali się z polityką Rosjan. Była to lekcja historii, bardzo gorzka lekcja.
Pani, o której piszę to ktoś, kogo chciałabym mieć za sąsiadkę. Jest to osoba ( podobnie, jak i Jej mąż ), bardzo wrażliwa na los i niepełnosprawnej, okradanej przez syna pijaka sąsiadki i los bezdomnych kotów. Zresztą, to właśnie los kotów połączył nas w znajomość.