24 sierpnia wtorek
Taki deszczowy poranek budzi we mnie nostalgiczne wspomnienia. Dzisiaj wspomnienie o Kimś, kto odszedł w zeszłym roku, ale dowiedziałam się o tym niedawno. Zaczęło się banalnie od pytania: ''Co u Joli?'', od Jej mamy dowiedziałam się, że odeszła na zawsze. Musiałam wydać się okropnie natrętna dopytując się, czy na pewno mówimy o tej samej osobie, ale wiadomość ta była dla mnie szokiem i brzmiała tak nieprawdopodobnie i dziwnie nieprawdziwie. Zeszły rok był dla mnie mało przyjemny, z niektórymi traumami zmagam się do dzisiaj, nie mogąc ich przetrawić do końca. Okazało się też, niestety, że zapatrzona w swoje problemy, nie zauważyłam co dzieje się dookoła mnie. Jola była w siermiężnych latach osiemdziesiątych jak piękna róża wśród dmuchawców, zawsze elegancka i kolorowo ubrana. Lubiłam z Nią rozmawiać, bo umiała słuchać i doradzać. Potem wyszła za mąż i nasz kontakt się rozluźnił, widywałyśmy się sporadycznie. Przyznaję, iż zawsze, gdy dowiaduję się o odejściu kogoś, kogo znałam, jest to dla mnie szok, nawet jeśli spotykałam tą osobę rzadko, a nawet bardzo rzadko. Żałuję, że nie pożegnałam się tak, jak należało, chociaż z drugiej strony, zachowam Jolę w pamięci uśmiechniętą, elegancką i żywą.
wtorek, 24 sierpnia 2010
niedziela, 22 sierpnia 2010
Niespodzianka, czyli brawo Andrzej!
22 sierpnia niedziela
Byłam wczoraj na wycieczce z cyklu "Przewodnik czeka", program zapowiadał się tak sobie, ale okazało się, że czekały nas niespodzianki i było fantastycznie!!! Najpierw spacer z Sanatorium przez las na cmentarze żołnierskie, najpierw rosyjskich a potem niemieckich, a następnie do parku linowego na stadionie leśnym. Spędziliśmy w nim ponad dwie godziny, zjeżdżając lub kibicując. Ja, ponieważ ze sprawności mam bliżej do słonia, niż do małpy, wolałam kibicować innym. Przyznaję, przeraziła mnie perspektywa wejścia po żeglarskiej drabince na wysokość mnie więcej drugiego piętra, a następnie na kolejnej platformie jeszcze dwóch, by wrócić na miejsce startu. Nie mniej, kibicując odważniejszym, też świetnie się bawiłam. Czas minął niepostrzeżenie, kolejny punkt programu to strzelnica LOK-u. Tam miałam okazję postrzelać z kbks-u (pierwszy raz w życiu!), jestem zdziwiona, że nie zaczęło padać tak pudłowałam strzelając w niebo. Skończyło się ogniskiem i kiełbaskami. Było naprawdę super. Wróciłam do domu około piątej, pełna wrażeń. Jedyny minus to taki, że po tej wycieczce spało mi się za dobrze i nie zdążyłam na"kije" w niedzielę.
Dostałam odpowiedź od rzecznika MPK-a w sprawie "16"-tki, okazało się, że jestem spiritus movens robienia tej instytucji koło pióra. Według pana rzecznika, wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo tak wynika z wyliczeń. Możliwe, możliwe też, że liczący nie jechał tą linia osobiście w ciasnocie i zaduchu.
Byłam wczoraj na wycieczce z cyklu "Przewodnik czeka", program zapowiadał się tak sobie, ale okazało się, że czekały nas niespodzianki i było fantastycznie!!! Najpierw spacer z Sanatorium przez las na cmentarze żołnierskie, najpierw rosyjskich a potem niemieckich, a następnie do parku linowego na stadionie leśnym. Spędziliśmy w nim ponad dwie godziny, zjeżdżając lub kibicując. Ja, ponieważ ze sprawności mam bliżej do słonia, niż do małpy, wolałam kibicować innym. Przyznaję, przeraziła mnie perspektywa wejścia po żeglarskiej drabince na wysokość mnie więcej drugiego piętra, a następnie na kolejnej platformie jeszcze dwóch, by wrócić na miejsce startu. Nie mniej, kibicując odważniejszym, też świetnie się bawiłam. Czas minął niepostrzeżenie, kolejny punkt programu to strzelnica LOK-u. Tam miałam okazję postrzelać z kbks-u (pierwszy raz w życiu!), jestem zdziwiona, że nie zaczęło padać tak pudłowałam strzelając w niebo. Skończyło się ogniskiem i kiełbaskami. Było naprawdę super. Wróciłam do domu około piątej, pełna wrażeń. Jedyny minus to taki, że po tej wycieczce spało mi się za dobrze i nie zdążyłam na"kije" w niedzielę.
Dostałam odpowiedź od rzecznika MPK-a w sprawie "16"-tki, okazało się, że jestem spiritus movens robienia tej instytucji koło pióra. Według pana rzecznika, wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo tak wynika z wyliczeń. Możliwe, możliwe też, że liczący nie jechał tą linia osobiście w ciasnocie i zaduchu.
czwartek, 19 sierpnia 2010
Łatwy zarobek, czyli plaga żebractwa
19 sierpnia czwartek
Czy zauważyliście, że ostatnio ogarnęła nasze miasto jakaś plaga żebractwa? Nie ma dnia bym nie była zaczepiana przez jakiegoś głodnego, chorego lub spragnionego. Na Zatorzu jakiś grajek zaczepiał ludzi by kupili mu tabletki przeciwbólowe, w przejściu podziemnym inny chce przysłowiowy grosik, notorycznie jacyś chcą na zupę, czy na coś tam. Co ciekawe, nie wyglądają biednie, kiedyś zostałam zagadnięta przez chłopaka o wyglądzie studenta, który też na coś tam zbierał, nawet nie pamiętam na co. Ja odpowiadam wtedy: " przepraszam, ale nie", są jednak ludzie, którzy wysyłają takich delikwentów do pracy, albo do MOPS-u, wiem, bo słyszałam i taką odpowiedź. Zastanawiam się, czy to społeczeństwo nam aż tak zbiedniało, czy może co niektórzy w ten sposób, ( nie wymagający zbytniego wysiłku), zarabiają żerując na współczuciu. Dziwi mnie to, przyznaję, bo przeważnie są to mężczyźni, którzy nie powinni mieć kłopotów ze znalezieniem pracy, choćby na budowach, których ostatnio dużo jest w Olsztynie. Jestem odmieńcem, ale kupuję jedzenie dla bezdomnego psa, czy kota, (i to często), ale nie daję żebrzącym młodym mężczyznom. Uważam, że mogą sami na siebie zarobić i mieć z tego satysfakcję.
Czy zauważyliście, że ostatnio ogarnęła nasze miasto jakaś plaga żebractwa? Nie ma dnia bym nie była zaczepiana przez jakiegoś głodnego, chorego lub spragnionego. Na Zatorzu jakiś grajek zaczepiał ludzi by kupili mu tabletki przeciwbólowe, w przejściu podziemnym inny chce przysłowiowy grosik, notorycznie jacyś chcą na zupę, czy na coś tam. Co ciekawe, nie wyglądają biednie, kiedyś zostałam zagadnięta przez chłopaka o wyglądzie studenta, który też na coś tam zbierał, nawet nie pamiętam na co. Ja odpowiadam wtedy: " przepraszam, ale nie", są jednak ludzie, którzy wysyłają takich delikwentów do pracy, albo do MOPS-u, wiem, bo słyszałam i taką odpowiedź. Zastanawiam się, czy to społeczeństwo nam aż tak zbiedniało, czy może co niektórzy w ten sposób, ( nie wymagający zbytniego wysiłku), zarabiają żerując na współczuciu. Dziwi mnie to, przyznaję, bo przeważnie są to mężczyźni, którzy nie powinni mieć kłopotów ze znalezieniem pracy, choćby na budowach, których ostatnio dużo jest w Olsztynie. Jestem odmieńcem, ale kupuję jedzenie dla bezdomnego psa, czy kota, (i to często), ale nie daję żebrzącym młodym mężczyznom. Uważam, że mogą sami na siebie zarobić i mieć z tego satysfakcję.
środa, 18 sierpnia 2010
Tytuł niecenzuralny, czyli cmentarni złodzieje
18 sierpnia środa
Byłam dzisiaj z wujkiem na cmentarzu w Dywitach, na grobie Jego żony a mojej cioci. Po raz kolejny okazało się, że jakaś menda okradła grób, robiąc więcej szkód, niż strat. Nie rozumiem, po prostu głupia chyba jestem, ale nie rozumiem jak można okradać groby. Słyszałam już od paru osób, które mają groby bliskich na obu olsztyńskich cmentarzach, że też miały problemy ze złodziejami. Od pewnej starszej pani, słyszałam, że kiedyś mężczyźni idąc na cmentarz zdejmowali kapelusz, matki uczyły dzieci aby nie hałasowały, bo to miejsce jest godne szacunku. A teraz? A teraz, co niektórzy traktują nagrobki jak pisuary, ławki, a nawet bar czynny do późna. I co mówić o tych co okradają groby, by mieć na tanie wino. Nie nazwę ich hienami, bo to obelżywe dla tych zwierząt, nie wiem nawet czy można ich nazwać ludźmi, bo może to zbyt górnolotne określenie.
A teraz, coś a propos wcześniejszego postu. Zdecydowanie wolę być pieszą, niż zmotoryzowaną, a upewniłam się o tym po jeździe z Dywit na Jaroty, przez Wojska Polskiego, a potem centrum miasta. Jechaliśmy (bo nie sama, tylko z Wujem), ponad godzinę, chociaż trudno by to nazwać jazdą raczej staniem. Podobno działa w Olsztynie "zielona fala", jeśli działa, to gdzie? Z powrotem jechałam "26" -tką, nie uwierzycie, ale zajęło mi to mniej czasu, mimo, że była to już godzina szczytu.
Byłam dzisiaj z wujkiem na cmentarzu w Dywitach, na grobie Jego żony a mojej cioci. Po raz kolejny okazało się, że jakaś menda okradła grób, robiąc więcej szkód, niż strat. Nie rozumiem, po prostu głupia chyba jestem, ale nie rozumiem jak można okradać groby. Słyszałam już od paru osób, które mają groby bliskich na obu olsztyńskich cmentarzach, że też miały problemy ze złodziejami. Od pewnej starszej pani, słyszałam, że kiedyś mężczyźni idąc na cmentarz zdejmowali kapelusz, matki uczyły dzieci aby nie hałasowały, bo to miejsce jest godne szacunku. A teraz? A teraz, co niektórzy traktują nagrobki jak pisuary, ławki, a nawet bar czynny do późna. I co mówić o tych co okradają groby, by mieć na tanie wino. Nie nazwę ich hienami, bo to obelżywe dla tych zwierząt, nie wiem nawet czy można ich nazwać ludźmi, bo może to zbyt górnolotne określenie.
A teraz, coś a propos wcześniejszego postu. Zdecydowanie wolę być pieszą, niż zmotoryzowaną, a upewniłam się o tym po jeździe z Dywit na Jaroty, przez Wojska Polskiego, a potem centrum miasta. Jechaliśmy (bo nie sama, tylko z Wujem), ponad godzinę, chociaż trudno by to nazwać jazdą raczej staniem. Podobno działa w Olsztynie "zielona fala", jeśli działa, to gdzie? Z powrotem jechałam "26" -tką, nie uwierzycie, ale zajęło mi to mniej czasu, mimo, że była to już godzina szczytu.
wtorek, 17 sierpnia 2010
Fata morgana, czyli nieoczekiwane spotkanie
16 sierpnia wtorek
Zastanawiam się, czy jest możliwe, abym spotkała dzisiaj na rynku przy Zatorzance lidera zespołu Raz Dwa Trzy? Mercedes na nadmorskich numerach, z głośnika słychać było ich piosenkę i przede wszystkim, uroda Pana Adama raczej nie do podrobienia. On, czy jego sobowtór? No, bo z drugiej strony, co on miałby robić tam o tej porze? Ale z drugiej strony, ktoś aż tak podobny chyba się nie zdarza? Ale z drugiej strony, to chyba nie możliwe aby to był ten prawdziwy. On, czy nie on? Czy ktoś zna odpowiedź na to pytanie? Bo mnie zabrakło już stron do rozważań. Zastanawiam się teraz, czy każdy ma sobowtóra. A jeśli tak, jak bardzo jest on podobny do oryginału? Mnie parę osób z kimś myli, ale ja nie spotkałam nikogo, kogo mogłabym uznać za swoje lustrzane odbicie. Czy ja nie widzę podobieństwa, czy nie spotkałam tego kogoś?
Zastanawiam się, czy jest możliwe, abym spotkała dzisiaj na rynku przy Zatorzance lidera zespołu Raz Dwa Trzy? Mercedes na nadmorskich numerach, z głośnika słychać było ich piosenkę i przede wszystkim, uroda Pana Adama raczej nie do podrobienia. On, czy jego sobowtór? No, bo z drugiej strony, co on miałby robić tam o tej porze? Ale z drugiej strony, ktoś aż tak podobny chyba się nie zdarza? Ale z drugiej strony, to chyba nie możliwe aby to był ten prawdziwy. On, czy nie on? Czy ktoś zna odpowiedź na to pytanie? Bo mnie zabrakło już stron do rozważań. Zastanawiam się teraz, czy każdy ma sobowtóra. A jeśli tak, jak bardzo jest on podobny do oryginału? Mnie parę osób z kimś myli, ale ja nie spotkałam nikogo, kogo mogłabym uznać za swoje lustrzane odbicie. Czy ja nie widzę podobieństwa, czy nie spotkałam tego kogoś?
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
Atrakcje za 2,40, czyli Don Juan z MPK
14 sierpnia sobota
Ciepło, nawet bardzo, normalne jest więc, że człowiek raczej się rozbiera niż ubiera i odsłania przy tym więcej ciała niż zwykle.. Przyznaję, że mam co odsłaniać. Ubrana tak minimalnie, wsiadam do "7"-ki. Na tym samym przystanku wsiadł facet, mocno przechodzony, któremu przydałaby się myjnia. Od razu zaczął na mnie zerkać, według niego, zachęcająco ( może były akwizytor?), chuchał mi w ucho wczorajszym piwem i zaczęło się to, czego nienawidzę! Ocieractwo!!
Dlaczego ocieraczami nie są mężczyźni o wyglądzie, powiedzmy Hołka? Tylko raczej - pachołka? Niby przypadkiem, boczkiem o boczek, udem o nóżkę, odsuwam się, ale mam niewielkie pole manewru. No dobra, koleś, czas działać. Z całej siły stanęłam mu na stopie, a gdy zawył z bólu, z uśmiechem szepnęłam : "przepraszam", następnie poprawiłam łokciem, oczywiście, niechcący. Skutek był natychmiastowy, Don Juan poszedł szukać bardziej przystępnego celu. I bardzo dobrze! Teraz rozumiem, dlaczego lekarze radzą, by w upały osłaniać czymś głowę, pewnie po to, by co niektórym nie gotowało się pod kopułką. A swoją drogą, nie zła ze mnie cholera, co nie?
Ciepło, nawet bardzo, normalne jest więc, że człowiek raczej się rozbiera niż ubiera i odsłania przy tym więcej ciała niż zwykle.. Przyznaję, że mam co odsłaniać. Ubrana tak minimalnie, wsiadam do "7"-ki. Na tym samym przystanku wsiadł facet, mocno przechodzony, któremu przydałaby się myjnia. Od razu zaczął na mnie zerkać, według niego, zachęcająco ( może były akwizytor?), chuchał mi w ucho wczorajszym piwem i zaczęło się to, czego nienawidzę! Ocieractwo!!
Dlaczego ocieraczami nie są mężczyźni o wyglądzie, powiedzmy Hołka? Tylko raczej - pachołka? Niby przypadkiem, boczkiem o boczek, udem o nóżkę, odsuwam się, ale mam niewielkie pole manewru. No dobra, koleś, czas działać. Z całej siły stanęłam mu na stopie, a gdy zawył z bólu, z uśmiechem szepnęłam : "przepraszam", następnie poprawiłam łokciem, oczywiście, niechcący. Skutek był natychmiastowy, Don Juan poszedł szukać bardziej przystępnego celu. I bardzo dobrze! Teraz rozumiem, dlaczego lekarze radzą, by w upały osłaniać czymś głowę, pewnie po to, by co niektórym nie gotowało się pod kopułką. A swoją drogą, nie zła ze mnie cholera, co nie?
piątek, 13 sierpnia 2010
Cud, czyli fachman z prawdziwego zdarzenia
12 sierpnia czwartek
No, pięknie, po prostu cudownie, telewizor mi siada i to akurat jak leci mój ulubiony serial. Nowy nieplanowany wydatek. Zadzwoniłam po gościa, który naprawiał telewizor Rodziców. Przyszedł, obejrzał, podłubał (długo dłubał) i (o niebiosa!) skasował mnie na tylko parę złotych. Nie wierzę, że są i tacy! Mogę polecić wszystkim - tanio, solidnie i szybko.
A teraz o drogach. Dużo chodzę, w końcu jestem miejską turystką, dlatego przyznaję, iż bałam się tego co będzie się działo koło wiaduktu na Wojska Polskiego. Okazało się, że wcale nie jest źle. Koszmar pewnie będzie gdy popada i wiadukt popłynie. Ale może policja będzie przewozić ludzi kajakami, skoro nie pozwala przechodzić przez ten tymczasowy przejazd. Zobaczymy. Na razie iście dantejskie sceny rozgrywają się na skrzyżowaniu przy kościele Świętego Józefa. Są światła, tyle że nie wiadomo po co. Kierowcy mają je tam, gdzie słońce nie dochodzi. Jeżdżą ludziom po plecach, albo po stopach, albo po sobie nawzajem. Korki sięgają lasu. To są prawdziwie dantejskie sceny, a tam gdzie miały one być, jest zupełnie normalnie. Przyznaję jednak, że wolę być pieszą, niż zmotoryzowaną, przynajmniej na razie.
No, pięknie, po prostu cudownie, telewizor mi siada i to akurat jak leci mój ulubiony serial. Nowy nieplanowany wydatek. Zadzwoniłam po gościa, który naprawiał telewizor Rodziców. Przyszedł, obejrzał, podłubał (długo dłubał) i (o niebiosa!) skasował mnie na tylko parę złotych. Nie wierzę, że są i tacy! Mogę polecić wszystkim - tanio, solidnie i szybko.
A teraz o drogach. Dużo chodzę, w końcu jestem miejską turystką, dlatego przyznaję, iż bałam się tego co będzie się działo koło wiaduktu na Wojska Polskiego. Okazało się, że wcale nie jest źle. Koszmar pewnie będzie gdy popada i wiadukt popłynie. Ale może policja będzie przewozić ludzi kajakami, skoro nie pozwala przechodzić przez ten tymczasowy przejazd. Zobaczymy. Na razie iście dantejskie sceny rozgrywają się na skrzyżowaniu przy kościele Świętego Józefa. Są światła, tyle że nie wiadomo po co. Kierowcy mają je tam, gdzie słońce nie dochodzi. Jeżdżą ludziom po plecach, albo po stopach, albo po sobie nawzajem. Korki sięgają lasu. To są prawdziwie dantejskie sceny, a tam gdzie miały one być, jest zupełnie normalnie. Przyznaję jednak, że wolę być pieszą, niż zmotoryzowaną, przynajmniej na razie.
wtorek, 10 sierpnia 2010
Miasto ambitne, czyli turysci bez ulg.
9 sierpnia poniedziałek
Tak, nie wiem co to jest ten szrotówek kasztanowiaczek, chociaż moja blondynkowa inteligencja podpowiada mi, że to coś, co zjada nasze olsztyńskie kasztany, niestety.
Wiem za to czym jest rzęsistek kiblaczek. To lokator publicznych toalet, bardzo nieprzyjemny typ. Nigdy nie pamiętam o jednorazowych podkładkach, w celu wiadomym, toteż gdy ciśnie potrzeba, biorę na wstrzymanie, by nie spotkać wyżej wymienionego. Z przybytkami jest ogromny problem w mieście, takim jak Olsztyn, które, nota bene ma ambicje turystyczne.
Nie dość, że te, które są, są po prostu brudne to jest ich zdecydowanie za mało. Nie dawno podczas spaceru po Starówce, zagadnęła mnie para Niemców, którzy dobrze mówili po polsku. Szukali "wstępu", nie od razu załapałam o co chodzi, ale gdy to zostało wyjaśnione, okazało się, że para ta, szukała czynnej toalety. Niestety, nie umiałam im pomóc, a oni byli bardzo zdziwieni naszą rzeczywistością, bo u nich jest inaczej, to znaczy - lepiej. U nas jest jak jest i my wiemy, jak sobie z tym radzić. Ciekawe, czy znaleźli to czego szukali.
To tyle, jeśli chodzi o ten śliski temat. Od jutra czeka nas - mieszkańców Zatorza, udających się do Centrum, trudna, okupiona potem i życzeniami pod adresem drogowców, przeprawa przez Wojska Polskiego do Pierwszego Maja i nie ukrywam - ciekawi mnie jak to będzie przez najbliższe pół roku. Aby do wiosny!
Tak, nie wiem co to jest ten szrotówek kasztanowiaczek, chociaż moja blondynkowa inteligencja podpowiada mi, że to coś, co zjada nasze olsztyńskie kasztany, niestety.
Wiem za to czym jest rzęsistek kiblaczek. To lokator publicznych toalet, bardzo nieprzyjemny typ. Nigdy nie pamiętam o jednorazowych podkładkach, w celu wiadomym, toteż gdy ciśnie potrzeba, biorę na wstrzymanie, by nie spotkać wyżej wymienionego. Z przybytkami jest ogromny problem w mieście, takim jak Olsztyn, które, nota bene ma ambicje turystyczne.
Nie dość, że te, które są, są po prostu brudne to jest ich zdecydowanie za mało. Nie dawno podczas spaceru po Starówce, zagadnęła mnie para Niemców, którzy dobrze mówili po polsku. Szukali "wstępu", nie od razu załapałam o co chodzi, ale gdy to zostało wyjaśnione, okazało się, że para ta, szukała czynnej toalety. Niestety, nie umiałam im pomóc, a oni byli bardzo zdziwieni naszą rzeczywistością, bo u nich jest inaczej, to znaczy - lepiej. U nas jest jak jest i my wiemy, jak sobie z tym radzić. Ciekawe, czy znaleźli to czego szukali.
To tyle, jeśli chodzi o ten śliski temat. Od jutra czeka nas - mieszkańców Zatorza, udających się do Centrum, trudna, okupiona potem i życzeniami pod adresem drogowców, przeprawa przez Wojska Polskiego do Pierwszego Maja i nie ukrywam - ciekawi mnie jak to będzie przez najbliższe pół roku. Aby do wiosny!
sobota, 7 sierpnia 2010
Złośliwa sąsiadka, czyli nie ma jak dobra rada.
6 sierpnia piątek
I znów mało mnie szlag nie trafił z powodu źle zaparkowanego auta. Człowiek nie może spokojnie przejść, bo jakiś cymbał (albo cymbalistka!), stawia samochód tak, że zajmuje cały chodnik. I to ty, człowieku martw się, jak masz przejść ryzykując życie i mandat za nieuzasadnione, nagłe wtargnięcie na jezdnię. Inaczej się nie da, chcąc nie chcąc, musisz ominąć go schodząc na ulicę.
Problem w tym, że Jaśnie Pana Kierowcy, (albo - Jaśnie Pani Kierownicy!), nie obchodzą twoje problemy z omijaniem Jego (Jej) auta. Fakt faktem, iż przy takiej dusznej, burzowej pogodzie jaką ostatnio mamy człowiek jest poirytowany i bardziej niż zwykle denerwują go niektóre rzeczy.
Dobra, dosyć, teraz rada, jaką otrzymałam od zaprzyjaźnionej osoby i z której sama skorzystałam z dobrym skutkiem. Mam taką sąsiadkę, która zawsze mnie obgaduje i opowiada różne zmyślone rzeczy. Przyznaję, iż irytowało mnie to strasznie i nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować.
Moja bardzo dobra koleżanka, poradziła mi, aby zawsze z uśmiechem jej się kłaniać i prawić komplementy, bo jej zachowanie może wynikać z zazdrości. Powiedzieć jej, że źle interpretowałam jej zachowanie, za co ją przepraszam, bo to obgadywanie przez nią, to dla mnie najlepszy komplement. Nie obgaduje się przecież byle kogo. Wprowadziłam radę Bożenki w życie, cytując jej słowa co do joty. Podziałało!!!
I znów mało mnie szlag nie trafił z powodu źle zaparkowanego auta. Człowiek nie może spokojnie przejść, bo jakiś cymbał (albo cymbalistka!), stawia samochód tak, że zajmuje cały chodnik. I to ty, człowieku martw się, jak masz przejść ryzykując życie i mandat za nieuzasadnione, nagłe wtargnięcie na jezdnię. Inaczej się nie da, chcąc nie chcąc, musisz ominąć go schodząc na ulicę.
Problem w tym, że Jaśnie Pana Kierowcy, (albo - Jaśnie Pani Kierownicy!), nie obchodzą twoje problemy z omijaniem Jego (Jej) auta. Fakt faktem, iż przy takiej dusznej, burzowej pogodzie jaką ostatnio mamy człowiek jest poirytowany i bardziej niż zwykle denerwują go niektóre rzeczy.
Dobra, dosyć, teraz rada, jaką otrzymałam od zaprzyjaźnionej osoby i z której sama skorzystałam z dobrym skutkiem. Mam taką sąsiadkę, która zawsze mnie obgaduje i opowiada różne zmyślone rzeczy. Przyznaję, iż irytowało mnie to strasznie i nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować.
Moja bardzo dobra koleżanka, poradziła mi, aby zawsze z uśmiechem jej się kłaniać i prawić komplementy, bo jej zachowanie może wynikać z zazdrości. Powiedzieć jej, że źle interpretowałam jej zachowanie, za co ją przepraszam, bo to obgadywanie przez nią, to dla mnie najlepszy komplement. Nie obgaduje się przecież byle kogo. Wprowadziłam radę Bożenki w życie, cytując jej słowa co do joty. Podziałało!!!
środa, 4 sierpnia 2010
Wolna chata, czyli zawsze cos za coś.
4 sierpnia środa
No proszę, mamy już sierpień. Lato, lato i zaraz zima, co prawda jeszcze parę miesięcy, ale już bliżej niż dalej. Póki co luz blues chata wolna, tylko ja i kot. No właśnie kot- czy ta bura małpa musiała się akurat dzisiaj rozchorować? Czy on sądzi, że ja nie mam ciekawszych zajęć, niż latać za nim ze ścierką? Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie kota. Ten, to akurat prezent od losu.
Masz babo placek, a właściwie to pulpę- skrzyżowanie jajecznicy z...czymś mniej apetycznym. To właśnie mi wyszło, gdy zabrałam się za placki na obiad. Tak, kucharka to ze mnie, jak z koziej d... trąba, może mam w sobie jakieś inne, jeszcze nie odkryte zalety? Pozdrawiam, szczególnie tych, którzy podobnie jak ja doceniają fast foody.
No proszę, mamy już sierpień. Lato, lato i zaraz zima, co prawda jeszcze parę miesięcy, ale już bliżej niż dalej. Póki co luz blues chata wolna, tylko ja i kot. No właśnie kot- czy ta bura małpa musiała się akurat dzisiaj rozchorować? Czy on sądzi, że ja nie mam ciekawszych zajęć, niż latać za nim ze ścierką? Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie kota. Ten, to akurat prezent od losu.
Masz babo placek, a właściwie to pulpę- skrzyżowanie jajecznicy z...czymś mniej apetycznym. To właśnie mi wyszło, gdy zabrałam się za placki na obiad. Tak, kucharka to ze mnie, jak z koziej d... trąba, może mam w sobie jakieś inne, jeszcze nie odkryte zalety? Pozdrawiam, szczególnie tych, którzy podobnie jak ja doceniają fast foody.
Subskrybuj:
Posty (Atom)