27 grudnia poniedziałek
Moi Drodzy Czytelnicy,
Tym postem żegnam się z Wami,.Blogowanie miało się zakończyć z końcem tego roku, a że niewiele dni do Sylwestra zostało, postanowiłam zakończyć pisanie już dzisiaj. Pozdrawiam wszystkich swoich czytelników, a szczególnie Kamila, któremu dziękuję za komentarze (wszystkie czytałam, bo bardzo lubiłam je czytać), dziękuję "Naszemu Olsztyniakowi " za opiekę patronacką i zachętę do prowadzenia bloga, (szczególnie Pani Adzie, która bardzo mi pomagała na początku).
Życząc wszystkim szczęśliwego i udanego roku 2011, mówię Wam żegnajcie, może do spotkania za rok. Katarzyna.
poniedziałek, 27 grudnia 2010
niedziela, 26 grudnia 2010
Poświąteczne refleksje
26 grudnia niedziela
Święta, Święta i właściwie już po Świętach. Przez dwa dni człowiek siedział i jadł, czytał i odpoczywał, a teraz będzie odpoczywał po świątecznym nicnierobieniu. Miałam szczerą chęć wyjść, ale zobaczyłam lodowisko przed blokiem i chęć mi przeszła. Za chwilowy spacer zapłacić kończyną w gipsie? Trochę drogo. Pozdrawiam i życzę wszystkim wspaniałego sylwestra i Dobrego 2011 Roku!
P.S.
Kamilu, dziękuję za życzenia.
Święta, Święta i właściwie już po Świętach. Przez dwa dni człowiek siedział i jadł, czytał i odpoczywał, a teraz będzie odpoczywał po świątecznym nicnierobieniu. Miałam szczerą chęć wyjść, ale zobaczyłam lodowisko przed blokiem i chęć mi przeszła. Za chwilowy spacer zapłacić kończyną w gipsie? Trochę drogo. Pozdrawiam i życzę wszystkim wspaniałego sylwestra i Dobrego 2011 Roku!
P.S.
Kamilu, dziękuję za życzenia.
środa, 22 grudnia 2010
Życzenia
22 grudnia środa
Szanowni Czytelnicy,
Jak obyczaj każe stary, naszej polskiej wiary, składam Wam życzenia na Święta Bożego Narodzenia. Życzę wszystkim, czytelnikom i redakcji Olsztyniaka wesołych Świąt!
Pozdrawiam Was ciepło.
Szanowni Czytelnicy,
Jak obyczaj każe stary, naszej polskiej wiary, składam Wam życzenia na Święta Bożego Narodzenia. Życzę wszystkim, czytelnikom i redakcji Olsztyniaka wesołych Świąt!
Pozdrawiam Was ciepło.
wtorek, 21 grudnia 2010
Przedświąteczne wędrówki po Olsztynie.
21 grudnia wtorek
Oj, nie lubią w Olsztynie pieszych, nie lubią, jezdnie czarne, a chodniki szkoda gadać. Wiem, ulice takie muszą być, bo muszą być bezpieczne, ale wypadki zdarzają się i na nieodśnieżonych chodnikach i są równie nieprzyjemne w skutkach, co ktoś z moich bliskich odczuł na własnej skórze. Ale to, co wkurza mnie najbardziej, to to, że kierowcy w ogóle nie liczą się z pieszymi. Wczoraj kilku takich (lepiej, żeby nie wiedzieli, jakich nazywają ludzie, ja w myślach inni głośno), przejeżdżało na na "zielonym", albo stało dokładnie na całej "zebrze". Ostatnio słyszałam, że w Warszawie policja karze mandatem, tych co ruszają na "żółtym", może u nas warto by było karać tych w/w? No, tak, ale my jesteśmy prowincją, a co stolica to stolica. Nowo poznana znajoma, z którą marzłyśmy na przystanku, opowiadała, że niedawno wróciła z innego miasta, w którym na przystankach stoją koksowniki i miejskie autobusy woziły pasażerów za friko. Nie lubią nas, pieszych w tym mieście, oj nie lubią, a szkoda.
Oj, nie lubią w Olsztynie pieszych, nie lubią, jezdnie czarne, a chodniki szkoda gadać. Wiem, ulice takie muszą być, bo muszą być bezpieczne, ale wypadki zdarzają się i na nieodśnieżonych chodnikach i są równie nieprzyjemne w skutkach, co ktoś z moich bliskich odczuł na własnej skórze. Ale to, co wkurza mnie najbardziej, to to, że kierowcy w ogóle nie liczą się z pieszymi. Wczoraj kilku takich (lepiej, żeby nie wiedzieli, jakich nazywają ludzie, ja w myślach inni głośno), przejeżdżało na na "zielonym", albo stało dokładnie na całej "zebrze". Ostatnio słyszałam, że w Warszawie policja karze mandatem, tych co ruszają na "żółtym", może u nas warto by było karać tych w/w? No, tak, ale my jesteśmy prowincją, a co stolica to stolica. Nowo poznana znajoma, z którą marzłyśmy na przystanku, opowiadała, że niedawno wróciła z innego miasta, w którym na przystankach stoją koksowniki i miejskie autobusy woziły pasażerów za friko. Nie lubią nas, pieszych w tym mieście, oj nie lubią, a szkoda.
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Pamiętna data, czyli wspomnień czar.
13 grudnia poniedziałek
Jestem z pokolenia, które pamięta, jak w niedzielę trzynastego grudnia, nie było Teleranka, a zamiast niego przemawiał generał Jaruzelski. Pamiętam równie mroźną zimę, jak ta obecna, koksowniki na ulicach i grzejących się przy nich mundurowych. Miałam wtedy kilka lat i to co działo się wtedy, zrozumiałam dużo później. Mój Tata pracował na zmiany i aby nie mieć kłopotów, musiał mieć specjalną przepustkę, bo obowiązywała godzina milicyjna. Wychodząc na imieniny, czy w tzw."gości", trzeba było liczyć się z ewentualnym noclegiem, jeśli się zasiedziało. Paradoksalnie, tamte czasy bardzo łączyły ludzi i życie towarzyskie kwitło. Tyle, że trzeba było uważać na tzw.kapusiów, którzy pracowali na usługach urzędu bezpieczeństwa i za niewinny z pozoru żart, można było iść do więzienia. Z punktu widzenia drugoklasistki, pamiętam długie ferie, które nie ukrywam, bardzo mnie ucieszyły. Inaczej stan wojenny pamiętają moi Rodzice, inaczej pamiętam ja. Obecni trzydziestolatkowie i młodsi, nie mają żadnych wspomnień z tego okresu, swoją wiedzę na ten temat czerpią z książek lub wspomnień własnych rodziców. Kto z nich pamięta kartki prawie na wszystko, dzienne i nocne kolejki, puste półki, brak marketów.
Jestem z pokolenia, które pamięta, jak w niedzielę trzynastego grudnia, nie było Teleranka, a zamiast niego przemawiał generał Jaruzelski. Pamiętam równie mroźną zimę, jak ta obecna, koksowniki na ulicach i grzejących się przy nich mundurowych. Miałam wtedy kilka lat i to co działo się wtedy, zrozumiałam dużo później. Mój Tata pracował na zmiany i aby nie mieć kłopotów, musiał mieć specjalną przepustkę, bo obowiązywała godzina milicyjna. Wychodząc na imieniny, czy w tzw."gości", trzeba było liczyć się z ewentualnym noclegiem, jeśli się zasiedziało. Paradoksalnie, tamte czasy bardzo łączyły ludzi i życie towarzyskie kwitło. Tyle, że trzeba było uważać na tzw.kapusiów, którzy pracowali na usługach urzędu bezpieczeństwa i za niewinny z pozoru żart, można było iść do więzienia. Z punktu widzenia drugoklasistki, pamiętam długie ferie, które nie ukrywam, bardzo mnie ucieszyły. Inaczej stan wojenny pamiętają moi Rodzice, inaczej pamiętam ja. Obecni trzydziestolatkowie i młodsi, nie mają żadnych wspomnień z tego okresu, swoją wiedzę na ten temat czerpią z książek lub wspomnień własnych rodziców. Kto z nich pamięta kartki prawie na wszystko, dzienne i nocne kolejki, puste półki, brak marketów.
niedziela, 12 grudnia 2010
Świąteczny Olsztyn, czyli Jarmark atrakcją dla dużych i małych.
12 grudnia niedziela
Mimo niesprzyjającej aury wybrałam się wczoraj na Jarmark Świąteczny. Starówka wyglądała baśniowo, O!gród lodowy podświetlony na niebiesko wyglądał jak nie z tego świata. Karuzela też fajna, szkoda, że zarezerwowana tylko dla dzieci. Będąc w takim miejscu człowiek zapomina o wszystkich nieprzyjemnych rzeczach, złej aurze, chodnikach po których nie da się normalnie iść, czy o swoich kłopotach. Miłe to, zapominanie nawet jeśli krótkotrwałe. Lubię to nasze miasto w świątecznej szacie. Pogoda też postarała się o świąteczną, bajkową scenerię. Podzieliłam się z Wami swoimi wrażeniami, a teraz kończąc post, pozdrawiam wszystkich czytelników.
Mimo niesprzyjającej aury wybrałam się wczoraj na Jarmark Świąteczny. Starówka wyglądała baśniowo, O!gród lodowy podświetlony na niebiesko wyglądał jak nie z tego świata. Karuzela też fajna, szkoda, że zarezerwowana tylko dla dzieci. Będąc w takim miejscu człowiek zapomina o wszystkich nieprzyjemnych rzeczach, złej aurze, chodnikach po których nie da się normalnie iść, czy o swoich kłopotach. Miłe to, zapominanie nawet jeśli krótkotrwałe. Lubię to nasze miasto w świątecznej szacie. Pogoda też postarała się o świąteczną, bajkową scenerię. Podzieliłam się z Wami swoimi wrażeniami, a teraz kończąc post, pozdrawiam wszystkich czytelników.
czwartek, 9 grudnia 2010
Dawać, czy nie? Przedświąteczne zbiórki żywności.
9 grudnia czwartek
Wybrałam się wczoraj do centrum. Idąc, grzeszyłam myślami brnąc w brei na chodnikach. Przypadkowo trafiłam na kiermasz w Starostwie Powiatowym na placu Bema. Uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej z Olsztynka wystawiali i sprzedawali swoje prace. Zyski przeznaczają na potrzeby tych warsztatów. Te świąteczne drobiazgi, prace plastyczne, czy bombki, były cudne. Szczerze żałowałam, że nie mam przy sobie więcej pieniędzy, bo miałam ochotę na większe zakupy. Podoba mi się też idea zarabiania na własne potrzeby, a nie oczekiwanie, że ktoś da bo się należy. W tym przedświątecznym okresie zaczęło dochodzić do paradoksów, w jednym sklepie stały dwa osobne stoiska na dary, w sąsiednim kolejne. Ile trzeba mieć, żeby każdemu dawać? Przyznaję, że ja nie daję odkąd zobaczyłam jak sprzedają otrzymane dary i to pod samym kościołem i odkąd wiadomo kto często po te dary chodzi (bo za darmo!). Często nie są to ludzie, którzy naprawdę potrzebują pomocy, tylko ci, którzy nie mają skrupułów by brać chociaż wcale nie są w potrzebie. Paradoks polega na tym, że dają ci, którzy sami mają mało, a biorą ci, co wcale mało nie mają, ale miło jest dostać coś za darmo. Wolę nakarmić bezdomnego psa czy kota.
Wybrałam się wczoraj do centrum. Idąc, grzeszyłam myślami brnąc w brei na chodnikach. Przypadkowo trafiłam na kiermasz w Starostwie Powiatowym na placu Bema. Uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej z Olsztynka wystawiali i sprzedawali swoje prace. Zyski przeznaczają na potrzeby tych warsztatów. Te świąteczne drobiazgi, prace plastyczne, czy bombki, były cudne. Szczerze żałowałam, że nie mam przy sobie więcej pieniędzy, bo miałam ochotę na większe zakupy. Podoba mi się też idea zarabiania na własne potrzeby, a nie oczekiwanie, że ktoś da bo się należy. W tym przedświątecznym okresie zaczęło dochodzić do paradoksów, w jednym sklepie stały dwa osobne stoiska na dary, w sąsiednim kolejne. Ile trzeba mieć, żeby każdemu dawać? Przyznaję, że ja nie daję odkąd zobaczyłam jak sprzedają otrzymane dary i to pod samym kościołem i odkąd wiadomo kto często po te dary chodzi (bo za darmo!). Często nie są to ludzie, którzy naprawdę potrzebują pomocy, tylko ci, którzy nie mają skrupułów by brać chociaż wcale nie są w potrzebie. Paradoks polega na tym, że dają ci, którzy sami mają mało, a biorą ci, co wcale mało nie mają, ale miło jest dostać coś za darmo. Wolę nakarmić bezdomnego psa czy kota.
czwartek, 2 grudnia 2010
Zima wszędzie, biało będzie.
2 grudnia czwartek
Brr... pogoda, że z domu nie wychodź. Niestety, człowiek nie chce, człowiek musi. Zaczęło się od szewskiego poniedziałku i cały tydzień jest taki sobie. Wierzę, że następny będzie lepszy, oby. Pogoda też może będzie lepsza, mróz mi osobiście nie przeszkadza, ale wiatr i kurzawa, strasznie. To tyle biadolenia, teraz coś optymistycznego. Kochani, już wkrótce Święta! W przyszłym tygodniu będzie świąteczny jarmark na Starówce, z zabytkową karuzelą, lodowymi rzeźbami i innymi atrakcjami. Nie mogę się doczekać. Na razie wszystkim swoim czytelnikom, a szczególnie Kamilowi, życzę wspaniałych Mikołajek!
Brr... pogoda, że z domu nie wychodź. Niestety, człowiek nie chce, człowiek musi. Zaczęło się od szewskiego poniedziałku i cały tydzień jest taki sobie. Wierzę, że następny będzie lepszy, oby. Pogoda też może będzie lepsza, mróz mi osobiście nie przeszkadza, ale wiatr i kurzawa, strasznie. To tyle biadolenia, teraz coś optymistycznego. Kochani, już wkrótce Święta! W przyszłym tygodniu będzie świąteczny jarmark na Starówce, z zabytkową karuzelą, lodowymi rzeźbami i innymi atrakcjami. Nie mogę się doczekać. Na razie wszystkim swoim czytelnikom, a szczególnie Kamilowi, życzę wspaniałych Mikołajek!
poniedziałek, 29 listopada 2010
Miejska Turystka na zakupach, czyli niebezpieczne przyjemnego początki.
29 listopada poniedziałek
Wybrałam się w sobotę na zakupy do "Niezapominajki. Nie byłoby w tym nic osobliwego, gdyby nie moje manewrowanie między jadącymi samochodami, a także uniknięcie (tylko cudem!) rozjechania autem prowadzonym przez kobietę, trzymającą w jednej dłoni komórkę, a w drugiej pomadkę. Czym trzymała kierownicę? Przypomniała mi się niedawna wypowiedź Pana Prezesa PSS, cytowana w "Olsztyńskiej" iż wszystkie jego działania służą wyłącznie dobru klientów tej sieci. Wynika z tego, że albo, po pierwsze:
przyjął politykę ojca wychowującego swe dziecko biciem i powtarzającego, że służy to dobru dziecka, oczywiście,
albo, po drugie:
wyżej wspomniany market, to tzw. drivemarket wyłącznie dla klientów zmotoryzowanych,
bo pod tym sklepem nie ma chodnika, a jest jeden wielki parking. A gdzie jest dobro pieszego klienta?
Wybrałam się w sobotę na zakupy do "Niezapominajki. Nie byłoby w tym nic osobliwego, gdyby nie moje manewrowanie między jadącymi samochodami, a także uniknięcie (tylko cudem!) rozjechania autem prowadzonym przez kobietę, trzymającą w jednej dłoni komórkę, a w drugiej pomadkę. Czym trzymała kierownicę? Przypomniała mi się niedawna wypowiedź Pana Prezesa PSS, cytowana w "Olsztyńskiej" iż wszystkie jego działania służą wyłącznie dobru klientów tej sieci. Wynika z tego, że albo, po pierwsze:
przyjął politykę ojca wychowującego swe dziecko biciem i powtarzającego, że służy to dobru dziecka, oczywiście,
albo, po drugie:
wyżej wspomniany market, to tzw. drivemarket wyłącznie dla klientów zmotoryzowanych,
bo pod tym sklepem nie ma chodnika, a jest jeden wielki parking. A gdzie jest dobro pieszego klienta?
wtorek, 23 listopada 2010
Czarny koń, czyli łaska pańska na dziwnym koniu jeździ.
23 listopada wtorek
No i mamy pierwszą część wyborów za sobą. Przyznaję, jestem zaskoczona takim wynikiem i pewnie nie ja jedna. Ciekawe co będzie w drugiej turze. Swoją drogą, okazało się, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, chociaż w tym konkretnym przypadku nie można mówić o mieczu, a raczej, błocie (nie wypada publicznie nazywać tego bardziej dosłownie). Wybory były ( i są), ulubionym tematem rozmów w kolejkach i autobusach. Ile głosów, tyle i opinii. Kto był bardziej przekonujący pokaże druga tura. Jeden dużo robi dla miasta, drugiemu ludzie współczują (i jego rodzinie), bo ktoś podłożył mu właśnie to błoto. Swojego faworyta nie ujawnię publicznie, bo nie chce zapeszyć wyniku. Trzymam kciuki, tyle.
P.S.
Dziękuję za radę, przeczytałam ją i wzięłam do serca. Pozdrawiam ciepło w tą mało fajną pogodę.
No i mamy pierwszą część wyborów za sobą. Przyznaję, jestem zaskoczona takim wynikiem i pewnie nie ja jedna. Ciekawe co będzie w drugiej turze. Swoją drogą, okazało się, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, chociaż w tym konkretnym przypadku nie można mówić o mieczu, a raczej, błocie (nie wypada publicznie nazywać tego bardziej dosłownie). Wybory były ( i są), ulubionym tematem rozmów w kolejkach i autobusach. Ile głosów, tyle i opinii. Kto był bardziej przekonujący pokaże druga tura. Jeden dużo robi dla miasta, drugiemu ludzie współczują (i jego rodzinie), bo ktoś podłożył mu właśnie to błoto. Swojego faworyta nie ujawnię publicznie, bo nie chce zapeszyć wyniku. Trzymam kciuki, tyle.
P.S.
Dziękuję za radę, przeczytałam ją i wzięłam do serca. Pozdrawiam ciepło w tą mało fajną pogodę.
piątek, 19 listopada 2010
19 listopada piątek
Na własnej skórze przekonałam się jak nieprzyjemne skutki może pociągnąć za sobą ogłaszanie się w gazecie. Jak wspomniałam w innym poście, zamieściłam ogłoszenie, że szukam pracy, wyraźnie zaznaczając charakter szukanej pracy. Odezwał się typ z niedwuznaczną propozycją, jak się okazało prawdopodobnie on też zamieścił mój numer na randkowym forum, bo wydzwaniają do mnie jakieś typy z propozycjami. Nie wiem, może była to z jego strony zemsta za brak zainteresowania. Chciałam się skontaktować z jeszcze jedną panią ogłaszającą się w rubryce "Szukam pracy " w Gazecie Olsztyńskiej, ale nie odbiera moich telefonów. Podejrzewam, że może się boi, tak jak zaczynam ja. Najgorsze, że mężczyźni z którymi próbowałam na ten temat rozmawiać, nie widzą w tym nic złego. Nie wiem, co mam robić. W ogóle mam nie odbierać obcych telefonów? Jaki sens w takim razie miało zamieszczenie ogłoszenia o szukaniu pracy? Jeśli jakaś życzliwa dusza czytała ten post, może mogłaby mi coś doradzić.
Na własnej skórze przekonałam się jak nieprzyjemne skutki może pociągnąć za sobą ogłaszanie się w gazecie. Jak wspomniałam w innym poście, zamieściłam ogłoszenie, że szukam pracy, wyraźnie zaznaczając charakter szukanej pracy. Odezwał się typ z niedwuznaczną propozycją, jak się okazało prawdopodobnie on też zamieścił mój numer na randkowym forum, bo wydzwaniają do mnie jakieś typy z propozycjami. Nie wiem, może była to z jego strony zemsta za brak zainteresowania. Chciałam się skontaktować z jeszcze jedną panią ogłaszającą się w rubryce "Szukam pracy " w Gazecie Olsztyńskiej, ale nie odbiera moich telefonów. Podejrzewam, że może się boi, tak jak zaczynam ja. Najgorsze, że mężczyźni z którymi próbowałam na ten temat rozmawiać, nie widzą w tym nic złego. Nie wiem, co mam robić. W ogóle mam nie odbierać obcych telefonów? Jaki sens w takim razie miało zamieszczenie ogłoszenia o szukaniu pracy? Jeśli jakaś życzliwa dusza czytała ten post, może mogłaby mi coś doradzić.
czwartek, 18 listopada 2010
18 listopada czwartek
Ani się człowiek nie obejrzał, a tu połowa miesiąca minęła. Wybrałam się wczoraj obejrzeć tą sporną komorę na Wojska Polskiego. Wracałam akurat z centrum, więc miałam po drodze. Udało mi się przebić przez grupę schodzącej młodzieży, bez szwanku i zrzucenia ze schodów. Jestem w końcu z pokolenia, które spędzało w kolejkach dzieciństwo i wiem od czego mam łokcie. Gdy znalazłam się na powierzchni, udałam się do wyżej wspomnianej komory. Niestety, jest zasypana, ale przypomniałam sobie, że mam ją na zdjęciu. I czym tu się zachwycać?Parę zardzewiałych baniaków, nic więcej. Szczerze mówiąc, podejrzewam, że na złomowiskach są podobne, jeśli nie ciekawsze. Moje zdanie, zaznaczam - laika - jest takie, skoro to zabytek, należałoby to przenieść, tak by można go było oglądać bez narażania się na wypadek. W ten sposób i wilk cały i owca. Miejsce po komorze nie kolidowałoby z planami miasta i budowlańców, a i konserwator miałby satysfakcję, że coś ugrał i komorę ocalił. Czy takie rozwiązanie jest nie do zrealizowania? Trudno sobie wyobrazić gromadę przedszkolaków tarabaniącą się do środka i panie przedszkolanki, próbujące nad nimi zapanować. Jeśliby, natomiast, komora znalazła miejsce w tartaku i wszystkie urządzenia stały obok siebie, pięknie zakonserwowane i dostępne, frajda taka sama, a bezpieczeństwo na pewno większe. To zdanie moje, laika i pieszego rajdowca miejskiego.
Ani się człowiek nie obejrzał, a tu połowa miesiąca minęła. Wybrałam się wczoraj obejrzeć tą sporną komorę na Wojska Polskiego. Wracałam akurat z centrum, więc miałam po drodze. Udało mi się przebić przez grupę schodzącej młodzieży, bez szwanku i zrzucenia ze schodów. Jestem w końcu z pokolenia, które spędzało w kolejkach dzieciństwo i wiem od czego mam łokcie. Gdy znalazłam się na powierzchni, udałam się do wyżej wspomnianej komory. Niestety, jest zasypana, ale przypomniałam sobie, że mam ją na zdjęciu. I czym tu się zachwycać?Parę zardzewiałych baniaków, nic więcej. Szczerze mówiąc, podejrzewam, że na złomowiskach są podobne, jeśli nie ciekawsze. Moje zdanie, zaznaczam - laika - jest takie, skoro to zabytek, należałoby to przenieść, tak by można go było oglądać bez narażania się na wypadek. W ten sposób i wilk cały i owca. Miejsce po komorze nie kolidowałoby z planami miasta i budowlańców, a i konserwator miałby satysfakcję, że coś ugrał i komorę ocalił. Czy takie rozwiązanie jest nie do zrealizowania? Trudno sobie wyobrazić gromadę przedszkolaków tarabaniącą się do środka i panie przedszkolanki, próbujące nad nimi zapanować. Jeśliby, natomiast, komora znalazła miejsce w tartaku i wszystkie urządzenia stały obok siebie, pięknie zakonserwowane i dostępne, frajda taka sama, a bezpieczeństwo na pewno większe. To zdanie moje, laika i pieszego rajdowca miejskiego.
piątek, 12 listopada 2010
Nawiązanie do poprzednich postów.
12 listopada piątek
Witaj, Kamilu, niestety obawiam się, że masz rację z tymi telefonami, co gorsza pytałam dzisiaj w biurze ogłoszeń i wychodzi na to, że kilka osób skarżyło się na podobne telefony. To jest przykre, bo podważa zaufanie i w pewnym sensie smutne. A tak przy okazji, chciałam Cię przeprosić, że na swoje pytanie otrzymałeś odpowiedź w poście, ale nie wiem jak odpowiedzieć na komentarz bezpośrednio pod nim. Jeśli chodzi o blogowanie jestem nowicjuszką. Cieszę się, że czytasz mój blog, bałam się, że nie mam żadnego czytelnika i piszę sobie a muzom. Pozdrawiam Ciebie i innych czytelników.
Witaj, Kamilu, niestety obawiam się, że masz rację z tymi telefonami, co gorsza pytałam dzisiaj w biurze ogłoszeń i wychodzi na to, że kilka osób skarżyło się na podobne telefony. To jest przykre, bo podważa zaufanie i w pewnym sensie smutne. A tak przy okazji, chciałam Cię przeprosić, że na swoje pytanie otrzymałeś odpowiedź w poście, ale nie wiem jak odpowiedzieć na komentarz bezpośrednio pod nim. Jeśli chodzi o blogowanie jestem nowicjuszką. Cieszę się, że czytasz mój blog, bałam się, że nie mam żadnego czytelnika i piszę sobie a muzom. Pozdrawiam Ciebie i innych czytelników.
czwartek, 11 listopada 2010
11 listopada czwartek
Święto Niepodległości, 11 listopada, data ważna i szczególna dla historii, dla nas - Polaków. Dobrze, że zaczyna się ją obchodzić nie tylko pompatycznie, dla notabli, ale bardziej na luzie, dla każdego i w każdym wieku. W końcu nie jest to dzień smutku, ale radości.
Skoro jednak nie piszę historycznego referatu, zmienię temat i nawiążę do wcześniejszego postu. Niewiele brakowało, a może i bym zarobiła na operacje zmieniające mnie w Barbi. Zadzwonił wczoraj do mnie jakiś 89 803... i złożył mi niemoralną propozycję. Gdyby zaproponował ten filmowy milion (niekoniecznie dolarów!), może bym się i zgodziła, a tak kazałam mu... a wcale nie! Kazałam mu uważnie przeczytać ogłoszenie, a zwłaszcza zdanie gdzie pisze jakiej pracy szukam. Wieczorem zastanawiałam się, kim jest ktoś, kto dzwoni z taką propozycją. Jeśli jest samotny, to powinien szukać szczęścia wśród innych samotnych serc, a jeśli przyciśnięty potrzebą, to i na to są odpowiednie agencje. Ja wyraźnie napisałam w ogłoszeniu, że szukam pracy w biurze lub w hurtowni, a ta w domyśle mnie nie interesuje. Przeszło mi przez myśl pytanie, czy ten ktoś dzwonił także do innych kobiet, których ogłoszenia ukazały się w rubryce "Szukam pracy",ale zabrakło mi odwagi i tupetu by to sprawdzić.
Drogi Kamilu, czy odpowiedziałam w tym poście na Twoje pytanie?
Święto Niepodległości, 11 listopada, data ważna i szczególna dla historii, dla nas - Polaków. Dobrze, że zaczyna się ją obchodzić nie tylko pompatycznie, dla notabli, ale bardziej na luzie, dla każdego i w każdym wieku. W końcu nie jest to dzień smutku, ale radości.
Skoro jednak nie piszę historycznego referatu, zmienię temat i nawiążę do wcześniejszego postu. Niewiele brakowało, a może i bym zarobiła na operacje zmieniające mnie w Barbi. Zadzwonił wczoraj do mnie jakiś 89 803... i złożył mi niemoralną propozycję. Gdyby zaproponował ten filmowy milion (niekoniecznie dolarów!), może bym się i zgodziła, a tak kazałam mu... a wcale nie! Kazałam mu uważnie przeczytać ogłoszenie, a zwłaszcza zdanie gdzie pisze jakiej pracy szukam. Wieczorem zastanawiałam się, kim jest ktoś, kto dzwoni z taką propozycją. Jeśli jest samotny, to powinien szukać szczęścia wśród innych samotnych serc, a jeśli przyciśnięty potrzebą, to i na to są odpowiednie agencje. Ja wyraźnie napisałam w ogłoszeniu, że szukam pracy w biurze lub w hurtowni, a ta w domyśle mnie nie interesuje. Przeszło mi przez myśl pytanie, czy ten ktoś dzwonił także do innych kobiet, których ogłoszenia ukazały się w rubryce "Szukam pracy",ale zabrakło mi odwagi i tupetu by to sprawdzić.
Drogi Kamilu, czy odpowiedziałam w tym poście na Twoje pytanie?
wtorek, 9 listopada 2010
W sklepach grudzień, w duszy listopad.
9 listopada wtorek
Nie pisałam, bo zwyczajnie nie miałam czasu. Czy Wy też czujecie atmosferę już Świąt? Wchodząc do małego marketu na moim osiedlu już w Zaduszki, zobaczyłam spakowane bukiety sztucznych kwiatów, ale za to mnóstwo akcentów związanych ze Świętami Bożego Narodzenia, podobnie zresztą było i w innych sklepach. Dla mnie to trochę za wcześnie.
Dałam ogłoszenie do Gazety, że szukam pracy. Napisałam prawdę, nie kryjąc, że jestem przeciętnej urody i kwalifikacje też mam przeciętne. Niestety, nikt się do mnie nie odezwał. Zastanawiam się teraz, może trzeba było pisać na wyrost - jestem jak piękna Barbi, intelekt też mam jak ona. Przyznaję, chętnie bym się do niej upodobniła ( tylko z powierzchowności! ), ale najpierw muszę zarobić na operację plastyczną. I kółko się zamyka. Trudno, może ktoś mnie zatrudni przynajmniej na sprzątaczkę. W tej pracy to już chyba nie muszę być piękna, nie muszę znać języków obcych wystarczy, że biegle mówię w ojczystym. A intelekt? A intelekt schowam pod fartuch, a co, nie mu będzie ciepło.
Nie pisałam, bo zwyczajnie nie miałam czasu. Czy Wy też czujecie atmosferę już Świąt? Wchodząc do małego marketu na moim osiedlu już w Zaduszki, zobaczyłam spakowane bukiety sztucznych kwiatów, ale za to mnóstwo akcentów związanych ze Świętami Bożego Narodzenia, podobnie zresztą było i w innych sklepach. Dla mnie to trochę za wcześnie.
Dałam ogłoszenie do Gazety, że szukam pracy. Napisałam prawdę, nie kryjąc, że jestem przeciętnej urody i kwalifikacje też mam przeciętne. Niestety, nikt się do mnie nie odezwał. Zastanawiam się teraz, może trzeba było pisać na wyrost - jestem jak piękna Barbi, intelekt też mam jak ona. Przyznaję, chętnie bym się do niej upodobniła ( tylko z powierzchowności! ), ale najpierw muszę zarobić na operację plastyczną. I kółko się zamyka. Trudno, może ktoś mnie zatrudni przynajmniej na sprzątaczkę. W tej pracy to już chyba nie muszę być piękna, nie muszę znać języków obcych wystarczy, że biegle mówię w ojczystym. A intelekt? A intelekt schowam pod fartuch, a co, nie mu będzie ciepło.
poniedziałek, 1 listopada 2010
Dzień refleksji i goryczy, czyli sentymentalny spacer.
1 listopada poniedziałek
I tym razem zgadzam się z komentarzem, gdyby nadal karano złodziei tak, jak dawniej, od razu byłoby wiadomo z kim ma się do czynienia. Ale zmienię temat, bo data jest ku temu.
Wróciłam właśnie ze spaceru po zatorzańskich cmentarzach. Co roku palę znicze na kilku opuszczonych grobach na cmentarzu Świętego Józefa, a potem idę na cmentarz przy ulicy Poprzecznej. To taka moja tradycja tego dnia. W tym roku było podobnie, z tym że wracając z "Józefa", spotkałam znajomą Panią i towarzyszyłam Jej na Poprzecznej. Odwiedzałam groby Jej rodziny i poznałam historię rodziny i losy Polaków na Kresach, w powiecie nowogródzkim. Losy Polaków zesłanych do łagrów, historię przymusowej kolonizacji i powstawania kołchozów, a także losy tych, którzy nie zgadzali się z polityką Rosjan. Była to lekcja historii, bardzo gorzka lekcja.
Pani, o której piszę to ktoś, kogo chciałabym mieć za sąsiadkę. Jest to osoba ( podobnie, jak i Jej mąż ), bardzo wrażliwa na los i niepełnosprawnej, okradanej przez syna pijaka sąsiadki i los bezdomnych kotów. Zresztą, to właśnie los kotów połączył nas w znajomość.
I tym razem zgadzam się z komentarzem, gdyby nadal karano złodziei tak, jak dawniej, od razu byłoby wiadomo z kim ma się do czynienia. Ale zmienię temat, bo data jest ku temu.
Wróciłam właśnie ze spaceru po zatorzańskich cmentarzach. Co roku palę znicze na kilku opuszczonych grobach na cmentarzu Świętego Józefa, a potem idę na cmentarz przy ulicy Poprzecznej. To taka moja tradycja tego dnia. W tym roku było podobnie, z tym że wracając z "Józefa", spotkałam znajomą Panią i towarzyszyłam Jej na Poprzecznej. Odwiedzałam groby Jej rodziny i poznałam historię rodziny i losy Polaków na Kresach, w powiecie nowogródzkim. Losy Polaków zesłanych do łagrów, historię przymusowej kolonizacji i powstawania kołchozów, a także losy tych, którzy nie zgadzali się z polityką Rosjan. Była to lekcja historii, bardzo gorzka lekcja.
Pani, o której piszę to ktoś, kogo chciałabym mieć za sąsiadkę. Jest to osoba ( podobnie, jak i Jej mąż ), bardzo wrażliwa na los i niepełnosprawnej, okradanej przez syna pijaka sąsiadki i los bezdomnych kotów. Zresztą, to właśnie los kotów połączył nas w znajomość.
sobota, 30 października 2010
Kwestia szacunku, czyli co już wyrosło z niektórych.
30 października sobota
Zgadzam się z komentarzem Kamila. Niby zależy nam na zwierzętach i mamy ustawę chroniącą je, tyle że tylko teoretycznie, niestety. Przyznaję, że mnie to boli i to bardzo.
Jutro niedziela, wybieram się na grób zmarłej dziewięć lat temu Cioci. I wiecie co, od wczoraj myślę o tym, czy to co jutro zawiozę na grób, postoi do poniedziałku. To jest druga rzecz, która mnie i boli i wkurza. Złodziejstwo hien cmentarnych. Chociaż użycie miana "hiena" - jest obraźliwe dla tych zwierząt. Kupiłam piękny, ręcznie malowany znicz i muszę go oszpecić, aby był on mniej atrakcyjny. Czy to jest normalne? Czy tacy złodzieje mają w sobie jakieś wartości? Czy mają szacunek dla żywych, skoro nie mają go dla zmarłych? Jak więc oczekiwać po co niektórych szacunku dla słabszych. Jestem ciekawa Waszych opinii na ten temat. Pozdrawiam.
Zgadzam się z komentarzem Kamila. Niby zależy nam na zwierzętach i mamy ustawę chroniącą je, tyle że tylko teoretycznie, niestety. Przyznaję, że mnie to boli i to bardzo.
Jutro niedziela, wybieram się na grób zmarłej dziewięć lat temu Cioci. I wiecie co, od wczoraj myślę o tym, czy to co jutro zawiozę na grób, postoi do poniedziałku. To jest druga rzecz, która mnie i boli i wkurza. Złodziejstwo hien cmentarnych. Chociaż użycie miana "hiena" - jest obraźliwe dla tych zwierząt. Kupiłam piękny, ręcznie malowany znicz i muszę go oszpecić, aby był on mniej atrakcyjny. Czy to jest normalne? Czy tacy złodzieje mają w sobie jakieś wartości? Czy mają szacunek dla żywych, skoro nie mają go dla zmarłych? Jak więc oczekiwać po co niektórych szacunku dla słabszych. Jestem ciekawa Waszych opinii na ten temat. Pozdrawiam.
środa, 27 października 2010
Okrucieństwo małolatów, czyli takie będą Rzeczypospolite...
27 października środa
Nie odzywałam się długo, bo wysiadł mi internet, czasu tez jakoś mi brakło na pisanie. Poruszył mnie przeczytany dzisiaj list w ''Gazecie Olsztyńskiej'', poruszył i co tu kryć - wkurzył. List dotyczył znęcania się jakiś gówniarzy (zwrot użyty z premedytacją, bo jedyny cenzuralny, jaki ciśnie mi się na usta), nad kociakiem. sama mam kota, obecnie już siedmioletniego, który był maltretowany w dzieciństwie. Do tej pory ma uraz i boi się ludzi. Patrząc na niego, sadzę, że gdybym to ja była świadkiem takiego zdarzenia, te gn.. typki, byłyby biedne, bo nie ręczę do czego mogłabym być zdolna. Chociaż, jak mówi mój znajomy, uderzysz ..., a odpowiesz za człowieka. Może było ostro, ale każdy kto miał do czynienia ze zwierzakiem skrzywdzonym, przyzna mi rację, mam nadzieję.
Nie odzywałam się długo, bo wysiadł mi internet, czasu tez jakoś mi brakło na pisanie. Poruszył mnie przeczytany dzisiaj list w ''Gazecie Olsztyńskiej'', poruszył i co tu kryć - wkurzył. List dotyczył znęcania się jakiś gówniarzy (zwrot użyty z premedytacją, bo jedyny cenzuralny, jaki ciśnie mi się na usta), nad kociakiem. sama mam kota, obecnie już siedmioletniego, który był maltretowany w dzieciństwie. Do tej pory ma uraz i boi się ludzi. Patrząc na niego, sadzę, że gdybym to ja była świadkiem takiego zdarzenia, te gn.. typki, byłyby biedne, bo nie ręczę do czego mogłabym być zdolna. Chociaż, jak mówi mój znajomy, uderzysz ..., a odpowiesz za człowieka. Może było ostro, ale każdy kto miał do czynienia ze zwierzakiem skrzywdzonym, przyzna mi rację, mam nadzieję.
wtorek, 12 października 2010
Ornitolog amator, czyli niepokojące zmiany w populacji
12 wrzesień wtorek
Czy zauważyliście jak mało jest teraz wróbli? Jeszcze do niedawna były to najpospolitsze ptaki, a teraz coraz rzadziej słychać ich świergot. Mało jest też synogarlic, to te szare mniejsze gołębie. Co się stało z tymi gatunkami? Przyszło mi do głowy to pytanie, gdy kładłam słoninkę dla sikorek. Daje się zauważyć zmiany w populacji ptaków. Te, które dominowały dawniej, stały się mniejszością, natomiast te, których wcześniej było mniej teraz dominują. Mało jest też gili z czerwonym brzuszkiem, czy pomarańczowodzióbych kosów. Szkoda, że pospolity niegdyś wróbel, staje się gatunkiem zagrożonym. To tyle z dziedziny ornitologii, jako, że jestem ornitolog - amator i bardzo lubię ptactwo tzw. dzikie i domowe (choć to raczej jako danie).
A teraz coś z innej beczki. Wczoraj miałam okazję jechać dużą ''16''-tką i wcale nie wiozła powietrza.
Czy zauważyliście jak mało jest teraz wróbli? Jeszcze do niedawna były to najpospolitsze ptaki, a teraz coraz rzadziej słychać ich świergot. Mało jest też synogarlic, to te szare mniejsze gołębie. Co się stało z tymi gatunkami? Przyszło mi do głowy to pytanie, gdy kładłam słoninkę dla sikorek. Daje się zauważyć zmiany w populacji ptaków. Te, które dominowały dawniej, stały się mniejszością, natomiast te, których wcześniej było mniej teraz dominują. Mało jest też gili z czerwonym brzuszkiem, czy pomarańczowodzióbych kosów. Szkoda, że pospolity niegdyś wróbel, staje się gatunkiem zagrożonym. To tyle z dziedziny ornitologii, jako, że jestem ornitolog - amator i bardzo lubię ptactwo tzw. dzikie i domowe (choć to raczej jako danie).
A teraz coś z innej beczki. Wczoraj miałam okazję jechać dużą ''16''-tką i wcale nie wiozła powietrza.
poniedziałek, 27 września 2010
Dobra rada - nie pchaj palca między drzwi, czyli pomagać, czy nie pomagać?
27 września poniedziałek
No i mamy jesień, szaro, mokro, nijako. A ja po raz kolejny przekonałam się, że lepiej być obojętnym niż pomocnym, bo można dostać po... wiadomo czym. Od paru dni moja Mama i ja, obserwowałyśmy szczeniaka biegającego luzem. Jako osoby wrażliwe ( aż za bardzo!), na potrzeby zwierząt, wezwałyśmy schronisko, by oszczędzić psiakowi okrutnej śmierci pod kołami. Gdy byli w drodze, okazało się, że psiak ma panią (?), która go wypuszcza, by sobie pobiegał. Niestety, pani ta chyba nie zauważyła, że wąski chodnik leży w bezpośrednim sąsiedztwie bardzo ruchliwej ulicy.
Skończyło się na tym, że to ja musiałam świecić oczami i na dodatek podać nazwisko jako interweniująca. Moi sąsiedzi są kompletnie obojętni i na los zwierząt i na los ludzi potrzebujących pomocy i żyją sobie spokojnie w swoich czterech ścianach, odcięci od świata. Dlaczego ja tego nie potrafię?! Muszę wtrącać swoje trzy grosze, zawsze wtedy, gdy komuś dzieje się krzywda, no, dlaczego?
Pozostawiam pod rozwagę kwestię - pomagać i dostawać po wiadomym, czy być obojętnym i żyć sobie spokojnie.
No i mamy jesień, szaro, mokro, nijako. A ja po raz kolejny przekonałam się, że lepiej być obojętnym niż pomocnym, bo można dostać po... wiadomo czym. Od paru dni moja Mama i ja, obserwowałyśmy szczeniaka biegającego luzem. Jako osoby wrażliwe ( aż za bardzo!), na potrzeby zwierząt, wezwałyśmy schronisko, by oszczędzić psiakowi okrutnej śmierci pod kołami. Gdy byli w drodze, okazało się, że psiak ma panią (?), która go wypuszcza, by sobie pobiegał. Niestety, pani ta chyba nie zauważyła, że wąski chodnik leży w bezpośrednim sąsiedztwie bardzo ruchliwej ulicy.
Skończyło się na tym, że to ja musiałam świecić oczami i na dodatek podać nazwisko jako interweniująca. Moi sąsiedzi są kompletnie obojętni i na los zwierząt i na los ludzi potrzebujących pomocy i żyją sobie spokojnie w swoich czterech ścianach, odcięci od świata. Dlaczego ja tego nie potrafię?! Muszę wtrącać swoje trzy grosze, zawsze wtedy, gdy komuś dzieje się krzywda, no, dlaczego?
Pozostawiam pod rozwagę kwestię - pomagać i dostawać po wiadomym, czy być obojętnym i żyć sobie spokojnie.
niedziela, 12 września 2010
Nie było nas był las, a co potem?
12 września niedziela
Jest piękny niedzielny poranek, aż chce się żyć dla takich poranków. Wróciłam z lasu, bo najfajniej jest w lesie właśnie rano. Słychać śpiew ptaków, można spotkać dzikie zwierzęta, oczywiście, jeśli zachowujemy się cicho i ich nie spłoszymy. Sądziłam, że jestem sama, ale okazało się, że kilku moich znajomych akurat wybrało się na grzyby. Grzybów podobno dużo, ale amatorów grzybobrania jeszcze więcej. Wszystkim polecam ranne wycieczki do lasu, zanim zapełni się on dziećmi, psami i tymi, którzy rozmawiając przez telefon komórkowy zapominają, że ich rozmowy nie muszą słuchać wszyscy. Dzików, póki co, nie widać. Może po ostatniej wywózce nie znalazły drogi powrotnej. Lubię las, lubię przyrodę, i lubię zwierzęta, domowe i dzikie. Staram się im nie szkodzić zostawiając las takim, jakim go zastałam wchodząc do niego. Niestety, sporo ludzi uważa jednak, że las to taki wielki, bezpłatny śmietnik. Przyznaję, boli mnie, gdy to widzę. Po nas choćby potop?
Jest piękny niedzielny poranek, aż chce się żyć dla takich poranków. Wróciłam z lasu, bo najfajniej jest w lesie właśnie rano. Słychać śpiew ptaków, można spotkać dzikie zwierzęta, oczywiście, jeśli zachowujemy się cicho i ich nie spłoszymy. Sądziłam, że jestem sama, ale okazało się, że kilku moich znajomych akurat wybrało się na grzyby. Grzybów podobno dużo, ale amatorów grzybobrania jeszcze więcej. Wszystkim polecam ranne wycieczki do lasu, zanim zapełni się on dziećmi, psami i tymi, którzy rozmawiając przez telefon komórkowy zapominają, że ich rozmowy nie muszą słuchać wszyscy. Dzików, póki co, nie widać. Może po ostatniej wywózce nie znalazły drogi powrotnej. Lubię las, lubię przyrodę, i lubię zwierzęta, domowe i dzikie. Staram się im nie szkodzić zostawiając las takim, jakim go zastałam wchodząc do niego. Niestety, sporo ludzi uważa jednak, że las to taki wielki, bezpłatny śmietnik. Przyznaję, boli mnie, gdy to widzę. Po nas choćby potop?
sobota, 11 września 2010
Smutna rocznica, czyli lubmy siebie i innych, dopóki możemy.
11 września sobota
Dzisiaj mija już dziewięć lat od wydarzeń w Stanach, od wydarzeń, które zmieniły oblicze świata. Dziewięć lat to dużo i mało jednocześnie. W tym samym roku, w tym samym miesiącu, zginęła w wypadku moja ciocia. Też minie za kilka dni dziewięć lat, już dziewięć lat. Czas mija tak szybko, że aż trudno uwierzyć jak bardzo i jak szybko się starzejemy.
Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi mi życzliwych, do których mogę się zwrócić z problemami. Takie drobne problemy często najbardziej utrudniają życie. Doceniam to, że są ludzie, którzy nie odmawiają pomocy nawet wtedy, gdy są zajęci. Nie mogę ich nazwać przyjaciółmi, ale dobrymi znajomymi chyba jednak tak. Życzę i sobie i innym, aby nigdy nie zostali pozbawieni takich życzliwych dusz. Abyśmy nigdy nie znaleźli się na bezdusznej, nieżyczliwej pustyni ludzkiej obojętności. To byłby koniec świata, świata ludzi wrażliwych. W takich dniach, jak ten, gdy mijają rocznice przykrych zdarzeń, docenia się szczególnie takie znajomości i takich ludzi.
Dzisiaj mija już dziewięć lat od wydarzeń w Stanach, od wydarzeń, które zmieniły oblicze świata. Dziewięć lat to dużo i mało jednocześnie. W tym samym roku, w tym samym miesiącu, zginęła w wypadku moja ciocia. Też minie za kilka dni dziewięć lat, już dziewięć lat. Czas mija tak szybko, że aż trudno uwierzyć jak bardzo i jak szybko się starzejemy.
Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi mi życzliwych, do których mogę się zwrócić z problemami. Takie drobne problemy często najbardziej utrudniają życie. Doceniam to, że są ludzie, którzy nie odmawiają pomocy nawet wtedy, gdy są zajęci. Nie mogę ich nazwać przyjaciółmi, ale dobrymi znajomymi chyba jednak tak. Życzę i sobie i innym, aby nigdy nie zostali pozbawieni takich życzliwych dusz. Abyśmy nigdy nie znaleźli się na bezdusznej, nieżyczliwej pustyni ludzkiej obojętności. To byłby koniec świata, świata ludzi wrażliwych. W takich dniach, jak ten, gdy mijają rocznice przykrych zdarzeń, docenia się szczególnie takie znajomości i takich ludzi.
czwartek, 9 września 2010
Wszystko można gdy są chęci, czyli dobra wola.
9 września czwartek
Denerwują mnie ciągłe telefony w rodzaju: "Dzień dobry, Zapraszamy Panią na specjalny pokaz", albo: "Wygrała Pani....", tylko: " Musi Pani przyjść tu i ...". I kupić jakieś barachło kilka razy drożej niż to jest warte. Ostatnio torpedują także i moją komórkę. Zastanawiam się, skąd mają mój numer. Najgorsze jest to, że blokują linię, nie dając się rozłączyć. Rozumiem, że ci z telemarketingu też muszą zarobić, ale czemu moim kosztem?
Patrzę przez okno na budowę apartamentowca vis a vis. Jestem pod wrażeniem, jak ci ludzie długo pracują. Przypominają mi się filmy Barei, albo ekipa, która u nas malowała klatki, pracująca w myśl zasady: "Czy się stoi, czy się leży, swoje się należy." Z ośmiogodzinnej dniówki, pracowali może dwie i to w przypływie fali pracowitości. Ekipa z budowy, o której piszę, pracuje po kilkanaście.
Wcześnie, inna ekipa stawiała małe Tesco. Zajęło im to raptem kilka miesięcy, niesamowite, a jednak. Podziwiam ludzi, którym chce się chcieć. Dzięki nim coraz bliżej nam do drugiej Japonii.
Denerwują mnie ciągłe telefony w rodzaju: "Dzień dobry, Zapraszamy Panią na specjalny pokaz", albo: "Wygrała Pani....", tylko: " Musi Pani przyjść tu i ...". I kupić jakieś barachło kilka razy drożej niż to jest warte. Ostatnio torpedują także i moją komórkę. Zastanawiam się, skąd mają mój numer. Najgorsze jest to, że blokują linię, nie dając się rozłączyć. Rozumiem, że ci z telemarketingu też muszą zarobić, ale czemu moim kosztem?
Patrzę przez okno na budowę apartamentowca vis a vis. Jestem pod wrażeniem, jak ci ludzie długo pracują. Przypominają mi się filmy Barei, albo ekipa, która u nas malowała klatki, pracująca w myśl zasady: "Czy się stoi, czy się leży, swoje się należy." Z ośmiogodzinnej dniówki, pracowali może dwie i to w przypływie fali pracowitości. Ekipa z budowy, o której piszę, pracuje po kilkanaście.
Wcześnie, inna ekipa stawiała małe Tesco. Zajęło im to raptem kilka miesięcy, niesamowite, a jednak. Podziwiam ludzi, którym chce się chcieć. Dzięki nim coraz bliżej nam do drugiej Japonii.
środa, 8 września 2010
Nie chwal na wyrost, czyli weź na wstrzymanie
8 września środa
Długo nie mogłam się zebrać po ostatnim wpisie. Kiedy wreszcie mi się to udało, zdechł mi komputer, telewizor zresztą też. Od kilku dni żyję bez filmów, seriali, wiadomości tv, a jedynie z audycjami. Uświadomiłam sobie, że dawno nie słuchałam radia wieczorem, zawsze słucham wiadomości w paśmie od 7-mej do 8-mej a potem już nie. Kiedyś zastanawiałam się, jak można żyć bez telewizji. Okazało się, że można, że wiele osób tak żyje z wyboru i że nie jest to takie straszne jakby się wydawało. Wcześniej kładę się spać i wreszcie jestem wyspana, bo kiedyś wychodziłam z założenia, że najlepsze filmy są raczej późno. Co gorsza, wyszło, ze przereklamowałam. Przereklamowałam fachowca od napraw sprzętu RTV. Okazał się niesłowny i nierzetelny. Jestem raptus i nie lubię być za długo zbywana, dlatego poszłam do gościa i kawa na ławę, kiedy będzie. Miał być następnego dnia raniutko, czyli po ósmej. Po wpół do dziewiątej, zadzwoniłam i powiedziałam mu, że jeśli do tej pory nie przyszedł, to może już nie przychodzić. Mama objechała mnie, że byłam za ostra, że z fachowcami trzeba delikatnie, że on więcej nie przyjdzie. I dobrze! Fachowców jest trochę na rynku, a klientów coraz mniej, bo jest moda na plazmy. To jemu powinno zależeć na kasie, a nie mnie.
Wszystko co dobre szybko się kończy. Powoli kończy się lato, niedługo skończą się wycieczki. Będę siedziała i objadała się chrupkami orzechowymi. Samej na tak długie spacery to się chodzić nie chce, nawet z kijami. Lubię spacery i chodzę, ale tylko po dwie godziny. Znów wiosną będzie problem z ciuchami. Czy tylko ja go mam? Jedno co się nie kończy i trwać będzie do końca świata i o jeden dzień dłużej, to moje staropanieństwo. Tych amantów, którzy się koło mnie kręcili, wysłałam tam, gdzie ostatnio swój telewizor i komputer. Niestety, podobają mi się ci, którzy to mnie mają tam. Cóż, cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało - naraz!Pozdrawiam!
Długo nie mogłam się zebrać po ostatnim wpisie. Kiedy wreszcie mi się to udało, zdechł mi komputer, telewizor zresztą też. Od kilku dni żyję bez filmów, seriali, wiadomości tv, a jedynie z audycjami. Uświadomiłam sobie, że dawno nie słuchałam radia wieczorem, zawsze słucham wiadomości w paśmie od 7-mej do 8-mej a potem już nie. Kiedyś zastanawiałam się, jak można żyć bez telewizji. Okazało się, że można, że wiele osób tak żyje z wyboru i że nie jest to takie straszne jakby się wydawało. Wcześniej kładę się spać i wreszcie jestem wyspana, bo kiedyś wychodziłam z założenia, że najlepsze filmy są raczej późno. Co gorsza, wyszło, ze przereklamowałam. Przereklamowałam fachowca od napraw sprzętu RTV. Okazał się niesłowny i nierzetelny. Jestem raptus i nie lubię być za długo zbywana, dlatego poszłam do gościa i kawa na ławę, kiedy będzie. Miał być następnego dnia raniutko, czyli po ósmej. Po wpół do dziewiątej, zadzwoniłam i powiedziałam mu, że jeśli do tej pory nie przyszedł, to może już nie przychodzić. Mama objechała mnie, że byłam za ostra, że z fachowcami trzeba delikatnie, że on więcej nie przyjdzie. I dobrze! Fachowców jest trochę na rynku, a klientów coraz mniej, bo jest moda na plazmy. To jemu powinno zależeć na kasie, a nie mnie.
Wszystko co dobre szybko się kończy. Powoli kończy się lato, niedługo skończą się wycieczki. Będę siedziała i objadała się chrupkami orzechowymi. Samej na tak długie spacery to się chodzić nie chce, nawet z kijami. Lubię spacery i chodzę, ale tylko po dwie godziny. Znów wiosną będzie problem z ciuchami. Czy tylko ja go mam? Jedno co się nie kończy i trwać będzie do końca świata i o jeden dzień dłużej, to moje staropanieństwo. Tych amantów, którzy się koło mnie kręcili, wysłałam tam, gdzie ostatnio swój telewizor i komputer. Niestety, podobają mi się ci, którzy to mnie mają tam. Cóż, cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało - naraz!Pozdrawiam!
wtorek, 24 sierpnia 2010
Wspomnienie
24 sierpnia wtorek
Taki deszczowy poranek budzi we mnie nostalgiczne wspomnienia. Dzisiaj wspomnienie o Kimś, kto odszedł w zeszłym roku, ale dowiedziałam się o tym niedawno. Zaczęło się banalnie od pytania: ''Co u Joli?'', od Jej mamy dowiedziałam się, że odeszła na zawsze. Musiałam wydać się okropnie natrętna dopytując się, czy na pewno mówimy o tej samej osobie, ale wiadomość ta była dla mnie szokiem i brzmiała tak nieprawdopodobnie i dziwnie nieprawdziwie. Zeszły rok był dla mnie mało przyjemny, z niektórymi traumami zmagam się do dzisiaj, nie mogąc ich przetrawić do końca. Okazało się też, niestety, że zapatrzona w swoje problemy, nie zauważyłam co dzieje się dookoła mnie. Jola była w siermiężnych latach osiemdziesiątych jak piękna róża wśród dmuchawców, zawsze elegancka i kolorowo ubrana. Lubiłam z Nią rozmawiać, bo umiała słuchać i doradzać. Potem wyszła za mąż i nasz kontakt się rozluźnił, widywałyśmy się sporadycznie. Przyznaję, iż zawsze, gdy dowiaduję się o odejściu kogoś, kogo znałam, jest to dla mnie szok, nawet jeśli spotykałam tą osobę rzadko, a nawet bardzo rzadko. Żałuję, że nie pożegnałam się tak, jak należało, chociaż z drugiej strony, zachowam Jolę w pamięci uśmiechniętą, elegancką i żywą.
Taki deszczowy poranek budzi we mnie nostalgiczne wspomnienia. Dzisiaj wspomnienie o Kimś, kto odszedł w zeszłym roku, ale dowiedziałam się o tym niedawno. Zaczęło się banalnie od pytania: ''Co u Joli?'', od Jej mamy dowiedziałam się, że odeszła na zawsze. Musiałam wydać się okropnie natrętna dopytując się, czy na pewno mówimy o tej samej osobie, ale wiadomość ta była dla mnie szokiem i brzmiała tak nieprawdopodobnie i dziwnie nieprawdziwie. Zeszły rok był dla mnie mało przyjemny, z niektórymi traumami zmagam się do dzisiaj, nie mogąc ich przetrawić do końca. Okazało się też, niestety, że zapatrzona w swoje problemy, nie zauważyłam co dzieje się dookoła mnie. Jola była w siermiężnych latach osiemdziesiątych jak piękna róża wśród dmuchawców, zawsze elegancka i kolorowo ubrana. Lubiłam z Nią rozmawiać, bo umiała słuchać i doradzać. Potem wyszła za mąż i nasz kontakt się rozluźnił, widywałyśmy się sporadycznie. Przyznaję, iż zawsze, gdy dowiaduję się o odejściu kogoś, kogo znałam, jest to dla mnie szok, nawet jeśli spotykałam tą osobę rzadko, a nawet bardzo rzadko. Żałuję, że nie pożegnałam się tak, jak należało, chociaż z drugiej strony, zachowam Jolę w pamięci uśmiechniętą, elegancką i żywą.
niedziela, 22 sierpnia 2010
Niespodzianka, czyli brawo Andrzej!
22 sierpnia niedziela
Byłam wczoraj na wycieczce z cyklu "Przewodnik czeka", program zapowiadał się tak sobie, ale okazało się, że czekały nas niespodzianki i było fantastycznie!!! Najpierw spacer z Sanatorium przez las na cmentarze żołnierskie, najpierw rosyjskich a potem niemieckich, a następnie do parku linowego na stadionie leśnym. Spędziliśmy w nim ponad dwie godziny, zjeżdżając lub kibicując. Ja, ponieważ ze sprawności mam bliżej do słonia, niż do małpy, wolałam kibicować innym. Przyznaję, przeraziła mnie perspektywa wejścia po żeglarskiej drabince na wysokość mnie więcej drugiego piętra, a następnie na kolejnej platformie jeszcze dwóch, by wrócić na miejsce startu. Nie mniej, kibicując odważniejszym, też świetnie się bawiłam. Czas minął niepostrzeżenie, kolejny punkt programu to strzelnica LOK-u. Tam miałam okazję postrzelać z kbks-u (pierwszy raz w życiu!), jestem zdziwiona, że nie zaczęło padać tak pudłowałam strzelając w niebo. Skończyło się ogniskiem i kiełbaskami. Było naprawdę super. Wróciłam do domu około piątej, pełna wrażeń. Jedyny minus to taki, że po tej wycieczce spało mi się za dobrze i nie zdążyłam na"kije" w niedzielę.
Dostałam odpowiedź od rzecznika MPK-a w sprawie "16"-tki, okazało się, że jestem spiritus movens robienia tej instytucji koło pióra. Według pana rzecznika, wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo tak wynika z wyliczeń. Możliwe, możliwe też, że liczący nie jechał tą linia osobiście w ciasnocie i zaduchu.
Byłam wczoraj na wycieczce z cyklu "Przewodnik czeka", program zapowiadał się tak sobie, ale okazało się, że czekały nas niespodzianki i było fantastycznie!!! Najpierw spacer z Sanatorium przez las na cmentarze żołnierskie, najpierw rosyjskich a potem niemieckich, a następnie do parku linowego na stadionie leśnym. Spędziliśmy w nim ponad dwie godziny, zjeżdżając lub kibicując. Ja, ponieważ ze sprawności mam bliżej do słonia, niż do małpy, wolałam kibicować innym. Przyznaję, przeraziła mnie perspektywa wejścia po żeglarskiej drabince na wysokość mnie więcej drugiego piętra, a następnie na kolejnej platformie jeszcze dwóch, by wrócić na miejsce startu. Nie mniej, kibicując odważniejszym, też świetnie się bawiłam. Czas minął niepostrzeżenie, kolejny punkt programu to strzelnica LOK-u. Tam miałam okazję postrzelać z kbks-u (pierwszy raz w życiu!), jestem zdziwiona, że nie zaczęło padać tak pudłowałam strzelając w niebo. Skończyło się ogniskiem i kiełbaskami. Było naprawdę super. Wróciłam do domu około piątej, pełna wrażeń. Jedyny minus to taki, że po tej wycieczce spało mi się za dobrze i nie zdążyłam na"kije" w niedzielę.
Dostałam odpowiedź od rzecznika MPK-a w sprawie "16"-tki, okazało się, że jestem spiritus movens robienia tej instytucji koło pióra. Według pana rzecznika, wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo tak wynika z wyliczeń. Możliwe, możliwe też, że liczący nie jechał tą linia osobiście w ciasnocie i zaduchu.
czwartek, 19 sierpnia 2010
Łatwy zarobek, czyli plaga żebractwa
19 sierpnia czwartek
Czy zauważyliście, że ostatnio ogarnęła nasze miasto jakaś plaga żebractwa? Nie ma dnia bym nie była zaczepiana przez jakiegoś głodnego, chorego lub spragnionego. Na Zatorzu jakiś grajek zaczepiał ludzi by kupili mu tabletki przeciwbólowe, w przejściu podziemnym inny chce przysłowiowy grosik, notorycznie jacyś chcą na zupę, czy na coś tam. Co ciekawe, nie wyglądają biednie, kiedyś zostałam zagadnięta przez chłopaka o wyglądzie studenta, który też na coś tam zbierał, nawet nie pamiętam na co. Ja odpowiadam wtedy: " przepraszam, ale nie", są jednak ludzie, którzy wysyłają takich delikwentów do pracy, albo do MOPS-u, wiem, bo słyszałam i taką odpowiedź. Zastanawiam się, czy to społeczeństwo nam aż tak zbiedniało, czy może co niektórzy w ten sposób, ( nie wymagający zbytniego wysiłku), zarabiają żerując na współczuciu. Dziwi mnie to, przyznaję, bo przeważnie są to mężczyźni, którzy nie powinni mieć kłopotów ze znalezieniem pracy, choćby na budowach, których ostatnio dużo jest w Olsztynie. Jestem odmieńcem, ale kupuję jedzenie dla bezdomnego psa, czy kota, (i to często), ale nie daję żebrzącym młodym mężczyznom. Uważam, że mogą sami na siebie zarobić i mieć z tego satysfakcję.
Czy zauważyliście, że ostatnio ogarnęła nasze miasto jakaś plaga żebractwa? Nie ma dnia bym nie była zaczepiana przez jakiegoś głodnego, chorego lub spragnionego. Na Zatorzu jakiś grajek zaczepiał ludzi by kupili mu tabletki przeciwbólowe, w przejściu podziemnym inny chce przysłowiowy grosik, notorycznie jacyś chcą na zupę, czy na coś tam. Co ciekawe, nie wyglądają biednie, kiedyś zostałam zagadnięta przez chłopaka o wyglądzie studenta, który też na coś tam zbierał, nawet nie pamiętam na co. Ja odpowiadam wtedy: " przepraszam, ale nie", są jednak ludzie, którzy wysyłają takich delikwentów do pracy, albo do MOPS-u, wiem, bo słyszałam i taką odpowiedź. Zastanawiam się, czy to społeczeństwo nam aż tak zbiedniało, czy może co niektórzy w ten sposób, ( nie wymagający zbytniego wysiłku), zarabiają żerując na współczuciu. Dziwi mnie to, przyznaję, bo przeważnie są to mężczyźni, którzy nie powinni mieć kłopotów ze znalezieniem pracy, choćby na budowach, których ostatnio dużo jest w Olsztynie. Jestem odmieńcem, ale kupuję jedzenie dla bezdomnego psa, czy kota, (i to często), ale nie daję żebrzącym młodym mężczyznom. Uważam, że mogą sami na siebie zarobić i mieć z tego satysfakcję.
środa, 18 sierpnia 2010
Tytuł niecenzuralny, czyli cmentarni złodzieje
18 sierpnia środa
Byłam dzisiaj z wujkiem na cmentarzu w Dywitach, na grobie Jego żony a mojej cioci. Po raz kolejny okazało się, że jakaś menda okradła grób, robiąc więcej szkód, niż strat. Nie rozumiem, po prostu głupia chyba jestem, ale nie rozumiem jak można okradać groby. Słyszałam już od paru osób, które mają groby bliskich na obu olsztyńskich cmentarzach, że też miały problemy ze złodziejami. Od pewnej starszej pani, słyszałam, że kiedyś mężczyźni idąc na cmentarz zdejmowali kapelusz, matki uczyły dzieci aby nie hałasowały, bo to miejsce jest godne szacunku. A teraz? A teraz, co niektórzy traktują nagrobki jak pisuary, ławki, a nawet bar czynny do późna. I co mówić o tych co okradają groby, by mieć na tanie wino. Nie nazwę ich hienami, bo to obelżywe dla tych zwierząt, nie wiem nawet czy można ich nazwać ludźmi, bo może to zbyt górnolotne określenie.
A teraz, coś a propos wcześniejszego postu. Zdecydowanie wolę być pieszą, niż zmotoryzowaną, a upewniłam się o tym po jeździe z Dywit na Jaroty, przez Wojska Polskiego, a potem centrum miasta. Jechaliśmy (bo nie sama, tylko z Wujem), ponad godzinę, chociaż trudno by to nazwać jazdą raczej staniem. Podobno działa w Olsztynie "zielona fala", jeśli działa, to gdzie? Z powrotem jechałam "26" -tką, nie uwierzycie, ale zajęło mi to mniej czasu, mimo, że była to już godzina szczytu.
Byłam dzisiaj z wujkiem na cmentarzu w Dywitach, na grobie Jego żony a mojej cioci. Po raz kolejny okazało się, że jakaś menda okradła grób, robiąc więcej szkód, niż strat. Nie rozumiem, po prostu głupia chyba jestem, ale nie rozumiem jak można okradać groby. Słyszałam już od paru osób, które mają groby bliskich na obu olsztyńskich cmentarzach, że też miały problemy ze złodziejami. Od pewnej starszej pani, słyszałam, że kiedyś mężczyźni idąc na cmentarz zdejmowali kapelusz, matki uczyły dzieci aby nie hałasowały, bo to miejsce jest godne szacunku. A teraz? A teraz, co niektórzy traktują nagrobki jak pisuary, ławki, a nawet bar czynny do późna. I co mówić o tych co okradają groby, by mieć na tanie wino. Nie nazwę ich hienami, bo to obelżywe dla tych zwierząt, nie wiem nawet czy można ich nazwać ludźmi, bo może to zbyt górnolotne określenie.
A teraz, coś a propos wcześniejszego postu. Zdecydowanie wolę być pieszą, niż zmotoryzowaną, a upewniłam się o tym po jeździe z Dywit na Jaroty, przez Wojska Polskiego, a potem centrum miasta. Jechaliśmy (bo nie sama, tylko z Wujem), ponad godzinę, chociaż trudno by to nazwać jazdą raczej staniem. Podobno działa w Olsztynie "zielona fala", jeśli działa, to gdzie? Z powrotem jechałam "26" -tką, nie uwierzycie, ale zajęło mi to mniej czasu, mimo, że była to już godzina szczytu.
wtorek, 17 sierpnia 2010
Fata morgana, czyli nieoczekiwane spotkanie
16 sierpnia wtorek
Zastanawiam się, czy jest możliwe, abym spotkała dzisiaj na rynku przy Zatorzance lidera zespołu Raz Dwa Trzy? Mercedes na nadmorskich numerach, z głośnika słychać było ich piosenkę i przede wszystkim, uroda Pana Adama raczej nie do podrobienia. On, czy jego sobowtór? No, bo z drugiej strony, co on miałby robić tam o tej porze? Ale z drugiej strony, ktoś aż tak podobny chyba się nie zdarza? Ale z drugiej strony, to chyba nie możliwe aby to był ten prawdziwy. On, czy nie on? Czy ktoś zna odpowiedź na to pytanie? Bo mnie zabrakło już stron do rozważań. Zastanawiam się teraz, czy każdy ma sobowtóra. A jeśli tak, jak bardzo jest on podobny do oryginału? Mnie parę osób z kimś myli, ale ja nie spotkałam nikogo, kogo mogłabym uznać za swoje lustrzane odbicie. Czy ja nie widzę podobieństwa, czy nie spotkałam tego kogoś?
Zastanawiam się, czy jest możliwe, abym spotkała dzisiaj na rynku przy Zatorzance lidera zespołu Raz Dwa Trzy? Mercedes na nadmorskich numerach, z głośnika słychać było ich piosenkę i przede wszystkim, uroda Pana Adama raczej nie do podrobienia. On, czy jego sobowtór? No, bo z drugiej strony, co on miałby robić tam o tej porze? Ale z drugiej strony, ktoś aż tak podobny chyba się nie zdarza? Ale z drugiej strony, to chyba nie możliwe aby to był ten prawdziwy. On, czy nie on? Czy ktoś zna odpowiedź na to pytanie? Bo mnie zabrakło już stron do rozważań. Zastanawiam się teraz, czy każdy ma sobowtóra. A jeśli tak, jak bardzo jest on podobny do oryginału? Mnie parę osób z kimś myli, ale ja nie spotkałam nikogo, kogo mogłabym uznać za swoje lustrzane odbicie. Czy ja nie widzę podobieństwa, czy nie spotkałam tego kogoś?
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
Atrakcje za 2,40, czyli Don Juan z MPK
14 sierpnia sobota
Ciepło, nawet bardzo, normalne jest więc, że człowiek raczej się rozbiera niż ubiera i odsłania przy tym więcej ciała niż zwykle.. Przyznaję, że mam co odsłaniać. Ubrana tak minimalnie, wsiadam do "7"-ki. Na tym samym przystanku wsiadł facet, mocno przechodzony, któremu przydałaby się myjnia. Od razu zaczął na mnie zerkać, według niego, zachęcająco ( może były akwizytor?), chuchał mi w ucho wczorajszym piwem i zaczęło się to, czego nienawidzę! Ocieractwo!!
Dlaczego ocieraczami nie są mężczyźni o wyglądzie, powiedzmy Hołka? Tylko raczej - pachołka? Niby przypadkiem, boczkiem o boczek, udem o nóżkę, odsuwam się, ale mam niewielkie pole manewru. No dobra, koleś, czas działać. Z całej siły stanęłam mu na stopie, a gdy zawył z bólu, z uśmiechem szepnęłam : "przepraszam", następnie poprawiłam łokciem, oczywiście, niechcący. Skutek był natychmiastowy, Don Juan poszedł szukać bardziej przystępnego celu. I bardzo dobrze! Teraz rozumiem, dlaczego lekarze radzą, by w upały osłaniać czymś głowę, pewnie po to, by co niektórym nie gotowało się pod kopułką. A swoją drogą, nie zła ze mnie cholera, co nie?
Ciepło, nawet bardzo, normalne jest więc, że człowiek raczej się rozbiera niż ubiera i odsłania przy tym więcej ciała niż zwykle.. Przyznaję, że mam co odsłaniać. Ubrana tak minimalnie, wsiadam do "7"-ki. Na tym samym przystanku wsiadł facet, mocno przechodzony, któremu przydałaby się myjnia. Od razu zaczął na mnie zerkać, według niego, zachęcająco ( może były akwizytor?), chuchał mi w ucho wczorajszym piwem i zaczęło się to, czego nienawidzę! Ocieractwo!!
Dlaczego ocieraczami nie są mężczyźni o wyglądzie, powiedzmy Hołka? Tylko raczej - pachołka? Niby przypadkiem, boczkiem o boczek, udem o nóżkę, odsuwam się, ale mam niewielkie pole manewru. No dobra, koleś, czas działać. Z całej siły stanęłam mu na stopie, a gdy zawył z bólu, z uśmiechem szepnęłam : "przepraszam", następnie poprawiłam łokciem, oczywiście, niechcący. Skutek był natychmiastowy, Don Juan poszedł szukać bardziej przystępnego celu. I bardzo dobrze! Teraz rozumiem, dlaczego lekarze radzą, by w upały osłaniać czymś głowę, pewnie po to, by co niektórym nie gotowało się pod kopułką. A swoją drogą, nie zła ze mnie cholera, co nie?
piątek, 13 sierpnia 2010
Cud, czyli fachman z prawdziwego zdarzenia
12 sierpnia czwartek
No, pięknie, po prostu cudownie, telewizor mi siada i to akurat jak leci mój ulubiony serial. Nowy nieplanowany wydatek. Zadzwoniłam po gościa, który naprawiał telewizor Rodziców. Przyszedł, obejrzał, podłubał (długo dłubał) i (o niebiosa!) skasował mnie na tylko parę złotych. Nie wierzę, że są i tacy! Mogę polecić wszystkim - tanio, solidnie i szybko.
A teraz o drogach. Dużo chodzę, w końcu jestem miejską turystką, dlatego przyznaję, iż bałam się tego co będzie się działo koło wiaduktu na Wojska Polskiego. Okazało się, że wcale nie jest źle. Koszmar pewnie będzie gdy popada i wiadukt popłynie. Ale może policja będzie przewozić ludzi kajakami, skoro nie pozwala przechodzić przez ten tymczasowy przejazd. Zobaczymy. Na razie iście dantejskie sceny rozgrywają się na skrzyżowaniu przy kościele Świętego Józefa. Są światła, tyle że nie wiadomo po co. Kierowcy mają je tam, gdzie słońce nie dochodzi. Jeżdżą ludziom po plecach, albo po stopach, albo po sobie nawzajem. Korki sięgają lasu. To są prawdziwie dantejskie sceny, a tam gdzie miały one być, jest zupełnie normalnie. Przyznaję jednak, że wolę być pieszą, niż zmotoryzowaną, przynajmniej na razie.
No, pięknie, po prostu cudownie, telewizor mi siada i to akurat jak leci mój ulubiony serial. Nowy nieplanowany wydatek. Zadzwoniłam po gościa, który naprawiał telewizor Rodziców. Przyszedł, obejrzał, podłubał (długo dłubał) i (o niebiosa!) skasował mnie na tylko parę złotych. Nie wierzę, że są i tacy! Mogę polecić wszystkim - tanio, solidnie i szybko.
A teraz o drogach. Dużo chodzę, w końcu jestem miejską turystką, dlatego przyznaję, iż bałam się tego co będzie się działo koło wiaduktu na Wojska Polskiego. Okazało się, że wcale nie jest źle. Koszmar pewnie będzie gdy popada i wiadukt popłynie. Ale może policja będzie przewozić ludzi kajakami, skoro nie pozwala przechodzić przez ten tymczasowy przejazd. Zobaczymy. Na razie iście dantejskie sceny rozgrywają się na skrzyżowaniu przy kościele Świętego Józefa. Są światła, tyle że nie wiadomo po co. Kierowcy mają je tam, gdzie słońce nie dochodzi. Jeżdżą ludziom po plecach, albo po stopach, albo po sobie nawzajem. Korki sięgają lasu. To są prawdziwie dantejskie sceny, a tam gdzie miały one być, jest zupełnie normalnie. Przyznaję jednak, że wolę być pieszą, niż zmotoryzowaną, przynajmniej na razie.
wtorek, 10 sierpnia 2010
Miasto ambitne, czyli turysci bez ulg.
9 sierpnia poniedziałek
Tak, nie wiem co to jest ten szrotówek kasztanowiaczek, chociaż moja blondynkowa inteligencja podpowiada mi, że to coś, co zjada nasze olsztyńskie kasztany, niestety.
Wiem za to czym jest rzęsistek kiblaczek. To lokator publicznych toalet, bardzo nieprzyjemny typ. Nigdy nie pamiętam o jednorazowych podkładkach, w celu wiadomym, toteż gdy ciśnie potrzeba, biorę na wstrzymanie, by nie spotkać wyżej wymienionego. Z przybytkami jest ogromny problem w mieście, takim jak Olsztyn, które, nota bene ma ambicje turystyczne.
Nie dość, że te, które są, są po prostu brudne to jest ich zdecydowanie za mało. Nie dawno podczas spaceru po Starówce, zagadnęła mnie para Niemców, którzy dobrze mówili po polsku. Szukali "wstępu", nie od razu załapałam o co chodzi, ale gdy to zostało wyjaśnione, okazało się, że para ta, szukała czynnej toalety. Niestety, nie umiałam im pomóc, a oni byli bardzo zdziwieni naszą rzeczywistością, bo u nich jest inaczej, to znaczy - lepiej. U nas jest jak jest i my wiemy, jak sobie z tym radzić. Ciekawe, czy znaleźli to czego szukali.
To tyle, jeśli chodzi o ten śliski temat. Od jutra czeka nas - mieszkańców Zatorza, udających się do Centrum, trudna, okupiona potem i życzeniami pod adresem drogowców, przeprawa przez Wojska Polskiego do Pierwszego Maja i nie ukrywam - ciekawi mnie jak to będzie przez najbliższe pół roku. Aby do wiosny!
Tak, nie wiem co to jest ten szrotówek kasztanowiaczek, chociaż moja blondynkowa inteligencja podpowiada mi, że to coś, co zjada nasze olsztyńskie kasztany, niestety.
Wiem za to czym jest rzęsistek kiblaczek. To lokator publicznych toalet, bardzo nieprzyjemny typ. Nigdy nie pamiętam o jednorazowych podkładkach, w celu wiadomym, toteż gdy ciśnie potrzeba, biorę na wstrzymanie, by nie spotkać wyżej wymienionego. Z przybytkami jest ogromny problem w mieście, takim jak Olsztyn, które, nota bene ma ambicje turystyczne.
Nie dość, że te, które są, są po prostu brudne to jest ich zdecydowanie za mało. Nie dawno podczas spaceru po Starówce, zagadnęła mnie para Niemców, którzy dobrze mówili po polsku. Szukali "wstępu", nie od razu załapałam o co chodzi, ale gdy to zostało wyjaśnione, okazało się, że para ta, szukała czynnej toalety. Niestety, nie umiałam im pomóc, a oni byli bardzo zdziwieni naszą rzeczywistością, bo u nich jest inaczej, to znaczy - lepiej. U nas jest jak jest i my wiemy, jak sobie z tym radzić. Ciekawe, czy znaleźli to czego szukali.
To tyle, jeśli chodzi o ten śliski temat. Od jutra czeka nas - mieszkańców Zatorza, udających się do Centrum, trudna, okupiona potem i życzeniami pod adresem drogowców, przeprawa przez Wojska Polskiego do Pierwszego Maja i nie ukrywam - ciekawi mnie jak to będzie przez najbliższe pół roku. Aby do wiosny!
sobota, 7 sierpnia 2010
Złośliwa sąsiadka, czyli nie ma jak dobra rada.
6 sierpnia piątek
I znów mało mnie szlag nie trafił z powodu źle zaparkowanego auta. Człowiek nie może spokojnie przejść, bo jakiś cymbał (albo cymbalistka!), stawia samochód tak, że zajmuje cały chodnik. I to ty, człowieku martw się, jak masz przejść ryzykując życie i mandat za nieuzasadnione, nagłe wtargnięcie na jezdnię. Inaczej się nie da, chcąc nie chcąc, musisz ominąć go schodząc na ulicę.
Problem w tym, że Jaśnie Pana Kierowcy, (albo - Jaśnie Pani Kierownicy!), nie obchodzą twoje problemy z omijaniem Jego (Jej) auta. Fakt faktem, iż przy takiej dusznej, burzowej pogodzie jaką ostatnio mamy człowiek jest poirytowany i bardziej niż zwykle denerwują go niektóre rzeczy.
Dobra, dosyć, teraz rada, jaką otrzymałam od zaprzyjaźnionej osoby i z której sama skorzystałam z dobrym skutkiem. Mam taką sąsiadkę, która zawsze mnie obgaduje i opowiada różne zmyślone rzeczy. Przyznaję, iż irytowało mnie to strasznie i nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować.
Moja bardzo dobra koleżanka, poradziła mi, aby zawsze z uśmiechem jej się kłaniać i prawić komplementy, bo jej zachowanie może wynikać z zazdrości. Powiedzieć jej, że źle interpretowałam jej zachowanie, za co ją przepraszam, bo to obgadywanie przez nią, to dla mnie najlepszy komplement. Nie obgaduje się przecież byle kogo. Wprowadziłam radę Bożenki w życie, cytując jej słowa co do joty. Podziałało!!!
I znów mało mnie szlag nie trafił z powodu źle zaparkowanego auta. Człowiek nie może spokojnie przejść, bo jakiś cymbał (albo cymbalistka!), stawia samochód tak, że zajmuje cały chodnik. I to ty, człowieku martw się, jak masz przejść ryzykując życie i mandat za nieuzasadnione, nagłe wtargnięcie na jezdnię. Inaczej się nie da, chcąc nie chcąc, musisz ominąć go schodząc na ulicę.
Problem w tym, że Jaśnie Pana Kierowcy, (albo - Jaśnie Pani Kierownicy!), nie obchodzą twoje problemy z omijaniem Jego (Jej) auta. Fakt faktem, iż przy takiej dusznej, burzowej pogodzie jaką ostatnio mamy człowiek jest poirytowany i bardziej niż zwykle denerwują go niektóre rzeczy.
Dobra, dosyć, teraz rada, jaką otrzymałam od zaprzyjaźnionej osoby i z której sama skorzystałam z dobrym skutkiem. Mam taką sąsiadkę, która zawsze mnie obgaduje i opowiada różne zmyślone rzeczy. Przyznaję, iż irytowało mnie to strasznie i nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować.
Moja bardzo dobra koleżanka, poradziła mi, aby zawsze z uśmiechem jej się kłaniać i prawić komplementy, bo jej zachowanie może wynikać z zazdrości. Powiedzieć jej, że źle interpretowałam jej zachowanie, za co ją przepraszam, bo to obgadywanie przez nią, to dla mnie najlepszy komplement. Nie obgaduje się przecież byle kogo. Wprowadziłam radę Bożenki w życie, cytując jej słowa co do joty. Podziałało!!!
środa, 4 sierpnia 2010
Wolna chata, czyli zawsze cos za coś.
4 sierpnia środa
No proszę, mamy już sierpień. Lato, lato i zaraz zima, co prawda jeszcze parę miesięcy, ale już bliżej niż dalej. Póki co luz blues chata wolna, tylko ja i kot. No właśnie kot- czy ta bura małpa musiała się akurat dzisiaj rozchorować? Czy on sądzi, że ja nie mam ciekawszych zajęć, niż latać za nim ze ścierką? Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie kota. Ten, to akurat prezent od losu.
Masz babo placek, a właściwie to pulpę- skrzyżowanie jajecznicy z...czymś mniej apetycznym. To właśnie mi wyszło, gdy zabrałam się za placki na obiad. Tak, kucharka to ze mnie, jak z koziej d... trąba, może mam w sobie jakieś inne, jeszcze nie odkryte zalety? Pozdrawiam, szczególnie tych, którzy podobnie jak ja doceniają fast foody.
No proszę, mamy już sierpień. Lato, lato i zaraz zima, co prawda jeszcze parę miesięcy, ale już bliżej niż dalej. Póki co luz blues chata wolna, tylko ja i kot. No właśnie kot- czy ta bura małpa musiała się akurat dzisiaj rozchorować? Czy on sądzi, że ja nie mam ciekawszych zajęć, niż latać za nim ze ścierką? Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie kota. Ten, to akurat prezent od losu.
Masz babo placek, a właściwie to pulpę- skrzyżowanie jajecznicy z...czymś mniej apetycznym. To właśnie mi wyszło, gdy zabrałam się za placki na obiad. Tak, kucharka to ze mnie, jak z koziej d... trąba, może mam w sobie jakieś inne, jeszcze nie odkryte zalety? Pozdrawiam, szczególnie tych, którzy podobnie jak ja doceniają fast foody.
piątek, 30 lipca 2010
Beczka, czyli dlaczego MPK nie lubi emerytów?
30 lipca piątek
Ostatnio dużo jeżdżę po Olsztynie komunikacją miejską, a szczególnie linią numer "16". Za każdym razem przyjeżdża malutka Scania pełna pasażerów w wieku powiedzmy - mocno średnim. w autobusie jest duszno i ciasno, nie bardzo jest się czego "łapać"i ci biedni starsi ludzie "fruwają" po całym autobusie. Jeździłam w różnych kierunkach - i z Zatorza do Tracka i z Zatorza w kierunku Kolonii Mazurskiej i za każdym razem podczas podróży nurtowało mnie to samo pytanie:"Czy fakt, że pasażerowie w słusznym wieku nie płacą, albo płacą mniej za bilet, wystarcza by ich nie szanować?A co z tymi, którzy płacą normalnie za bilety i też podróżują tą linią?"Jest to linia, która łączy inne osiedla z cmentarzem i zakładem energetycznym, a to są często praktycznie, docelowe miejsca podróży osób starszych wiernych tej właśnie linii. No dobra, koniec przynudzania, na finał mała anegdotka: podczas jazdy, pewnie dla zabicia czasu Pewien uroczy starszy pan zaczął czynić mi pewne awanse, a ponieważ zaczął robić się nieco natarczywy zapytałam go, co ja bym z nim robiła , bo nie umiem grać w szachy.Reakcja była, no właśnie , jaka? Jak myślicie?Pozdrawiam.
Ostatnio dużo jeżdżę po Olsztynie komunikacją miejską, a szczególnie linią numer "16". Za każdym razem przyjeżdża malutka Scania pełna pasażerów w wieku powiedzmy - mocno średnim. w autobusie jest duszno i ciasno, nie bardzo jest się czego "łapać"i ci biedni starsi ludzie "fruwają" po całym autobusie. Jeździłam w różnych kierunkach - i z Zatorza do Tracka i z Zatorza w kierunku Kolonii Mazurskiej i za każdym razem podczas podróży nurtowało mnie to samo pytanie:"Czy fakt, że pasażerowie w słusznym wieku nie płacą, albo płacą mniej za bilet, wystarcza by ich nie szanować?A co z tymi, którzy płacą normalnie za bilety i też podróżują tą linią?"Jest to linia, która łączy inne osiedla z cmentarzem i zakładem energetycznym, a to są często praktycznie, docelowe miejsca podróży osób starszych wiernych tej właśnie linii. No dobra, koniec przynudzania, na finał mała anegdotka: podczas jazdy, pewnie dla zabicia czasu Pewien uroczy starszy pan zaczął czynić mi pewne awanse, a ponieważ zaczął robić się nieco natarczywy zapytałam go, co ja bym z nim robiła , bo nie umiem grać w szachy.Reakcja była, no właśnie , jaka? Jak myślicie?Pozdrawiam.
czwartek, 29 lipca 2010
Opiniotwórca, czyli Miejska turystka w wykopie.
29 lipca czwartek
Pada i pada ile może? Ja rozumiem, że susza i deszcz jest potrzebny, ale człowiek chciałby się poopalać i wygrzać przed zimą. Mało przyjemnie jest łazić po deszczu. Ale a propos łażenia, kopią w tym naszym Olsztynie i kopią. Człowiek ani się obejrzy jak wpadnie w jakiś wykop i wyjdzie na innej budowie, niż ta na której wpadł. Spotkał mnie wczoraj zaszczyt - miałam okazję być wśród recenzentów naszej lokalnej gazety codziennej. Zawsze przy takich okazjach zauważam, że są ludzie, którzy przychodzą na takie spotkania także i po to, aby najeść i napić się za darmo. Najbardziej przeszkadzają jednak ci, którzy nie mogą nagadać się w domu z rodziną ,tylko muszą czynić to na podobnych spotkaniach nie dając nikomu dojść do głosu. Zamiast dyskusji jest mnóstwo słuchaczy i jeden orator. ogólnie jednak spotkanie było bardzo miłe i nie miałabym nic przeciwko powtórce.
Zawsze lepiej być oceniającym, niż ocenianym, prawda?
Pada i pada ile może? Ja rozumiem, że susza i deszcz jest potrzebny, ale człowiek chciałby się poopalać i wygrzać przed zimą. Mało przyjemnie jest łazić po deszczu. Ale a propos łażenia, kopią w tym naszym Olsztynie i kopią. Człowiek ani się obejrzy jak wpadnie w jakiś wykop i wyjdzie na innej budowie, niż ta na której wpadł. Spotkał mnie wczoraj zaszczyt - miałam okazję być wśród recenzentów naszej lokalnej gazety codziennej. Zawsze przy takich okazjach zauważam, że są ludzie, którzy przychodzą na takie spotkania także i po to, aby najeść i napić się za darmo. Najbardziej przeszkadzają jednak ci, którzy nie mogą nagadać się w domu z rodziną ,tylko muszą czynić to na podobnych spotkaniach nie dając nikomu dojść do głosu. Zamiast dyskusji jest mnóstwo słuchaczy i jeden orator. ogólnie jednak spotkanie było bardzo miłe i nie miałabym nic przeciwko powtórce.
Zawsze lepiej być oceniającym, niż ocenianym, prawda?
wtorek, 27 lipca 2010
Pogoda pod psem, czyli kot wie lepiej
25 lipca niedziela
Znowu leje, szaro ponuro i nudno.Nic się nie chce, ani wyjść ani siedzieć w chacie.Na Starówce są imprezy, ostatni dzień Jarmarku Jakubowego i do Muzeum można wejść za darmo, tylko trzeba wyjść.No, może później, na razie paczka chrupek orzechowych i kot na kolanach.Biorę kocura na ręce, ale ten wyrwał się, fuknął coś z dezaprobatą i usiadł dokładnie tam gdzie był wcześniej.Zaczął wylizywać futerko, jak nic poczuł się mocno przybrudzony i ułożył do snu.Porządne domowe koty w taką pogodę oddają się błogiemu lenistwu i może warto je naśladować?
Znowu leje, szaro ponuro i nudno.Nic się nie chce, ani wyjść ani siedzieć w chacie.Na Starówce są imprezy, ostatni dzień Jarmarku Jakubowego i do Muzeum można wejść za darmo, tylko trzeba wyjść.No, może później, na razie paczka chrupek orzechowych i kot na kolanach.Biorę kocura na ręce, ale ten wyrwał się, fuknął coś z dezaprobatą i usiadł dokładnie tam gdzie był wcześniej.Zaczął wylizywać futerko, jak nic poczuł się mocno przybrudzony i ułożył do snu.Porządne domowe koty w taką pogodę oddają się błogiemu lenistwu i może warto je naśladować?
poniedziałek, 26 lipca 2010
Nici z wyciecZki, czyli Opatrzność czuwa!
24 lipca sobota
Wstałam wcześnie, żeby zdążyć na wycieczkę zorganizowaną przez Urząd Miasta i Pana Andrzeja Bobrowicza,opiekuna tej dyscypliny.Fajna sprawa! Sądząc po ilości uczestników nie tylko ja tak uważam.Człowiek tyle mieszka w Olsztynie i nic o nim nie wie, a przynajmniej-niewiele.Po mieście wycieczki są krótkie, po leśnych duktach-dłuższe, zawsze jednak ciekawe.Tak więc szykuję się na wyprawę i za każdym razem coś mnie zatrzymuje.Chcę nawet dołączyć do nich później, bo już wiem gdzie będą, ale nic z tego.Jestem zła jak szerszeń(to określenie mojego Taty, który uważa że lepiej wtedy ze mną nie zadzierać).Po paru chwilach jestem wdzięczna losowi, że się jednak nie wybrałam i że chyba Opatrzność nade mną czuwała.Do zobaczenia za tydzień na zielonym szlaku!Oby tylko pogoda dopisała.Cześć!
Wstałam wcześnie, żeby zdążyć na wycieczkę zorganizowaną przez Urząd Miasta i Pana Andrzeja Bobrowicza,opiekuna tej dyscypliny.Fajna sprawa! Sądząc po ilości uczestników nie tylko ja tak uważam.Człowiek tyle mieszka w Olsztynie i nic o nim nie wie, a przynajmniej-niewiele.Po mieście wycieczki są krótkie, po leśnych duktach-dłuższe, zawsze jednak ciekawe.Tak więc szykuję się na wyprawę i za każdym razem coś mnie zatrzymuje.Chcę nawet dołączyć do nich później, bo już wiem gdzie będą, ale nic z tego.Jestem zła jak szerszeń(to określenie mojego Taty, który uważa że lepiej wtedy ze mną nie zadzierać).Po paru chwilach jestem wdzięczna losowi, że się jednak nie wybrałam i że chyba Opatrzność nade mną czuwała.Do zobaczenia za tydzień na zielonym szlaku!Oby tylko pogoda dopisała.Cześć!
Złe parkowanie, czyli Miejska Turystka na komisariacie
22 lipca piątek
Gorąco jak w Afryce, chociaż nie-tam jest teraz zima, tak więc gorąco jak w Afryce latem.Niestety, trzeba ruszyć szlachetne litery i wyjść.Na ulicy Sienkiewicza stoi sobie wielka landara(kombiak,Lacetti srebrzysty) jakby cały chodnik należał tylko do niego, od krawężnika do trawnika.Pukam grzecznie i pytam czy mógłby przestawić samochód, widzę co prawda, że gość gada przez telefon i właściwie nie powinnam mu przeszkadzać, ale jak mam przejść?Inni chodzą ulicą, tylko czy mam ryzykować życie przez kogoś, kto ma gdzieś przepisy?Kierowca(?) nawet mnie nie zauważył rozparty na siedzeniu jak basza.Pytam go więc ponownie, tyle że już ostrzej czy zna kodeks i wie ile chodnika należy zostawić pieszym.Nic, zero reakcji, no dobra, myślę sobie, skoro mam do czynienia z bucem, który wyraźnie ma mnie gdzieś to gadka nic tu nie pomoże.Strzeliłam fotkę komórką(wszak teraz to co drugi jest artystą fotografikiem) i dzwonię pod alarmowy.Mam się zgłosić do komendy miejskiej, stąd mam blisko, więc idę.Jeśli zaczęłam tę wojnę to nie mogę się teraz wycofać.W końcu, mamy rocznicę Grunwaldu a to zobowiązuje.Okazało się, że nie ma kto przyjąć zgłoszenia i muszę poczekać, okay, czekam.Czekam i czekam i zastanawiam się czy to test na przetrzymanie, jestem twarda a poza tym mam czas więc czekam.Alleluja! Doczekałam się!Przyszło dwóch mundurowych, chociaż nie z drogówki, ale przyjęli zgłoszenie.Jedno co mnie przy tym zastanowiło to to, że muszę trzymać na swojej komórce dowód rzeczowy.Przyznaję iż sądziłam, że to zdjęcie zostanie ściągnięte z telefonu i będę miała je z głowy.Na komisariacie warunki polowe, teraz rozumiem co znaczy niedoposażenie policji. Przyznaję, że jestem zaskoczona, bo to ważna jakby nie było instytucja i powinna być dotowana wystarczająco.Przez ten czas, który spędziłam na posterunku miałam okazję poznać budynek.Zauważyłam pod schodami małe drzwi zamykane na kłódkę , czyżby areszt?Naszły mnie przy tym też dwie refleksje, jedna niestety spóźniona-po jakie licho to zaczęłam?!Druga- trzeba uczciwie przyznać, że mamy bardzo przystojną policję!Dobra koniec na dzisiaj.Cześć!
Gorąco jak w Afryce, chociaż nie-tam jest teraz zima, tak więc gorąco jak w Afryce latem.Niestety, trzeba ruszyć szlachetne litery i wyjść.Na ulicy Sienkiewicza stoi sobie wielka landara(kombiak,Lacetti srebrzysty) jakby cały chodnik należał tylko do niego, od krawężnika do trawnika.Pukam grzecznie i pytam czy mógłby przestawić samochód, widzę co prawda, że gość gada przez telefon i właściwie nie powinnam mu przeszkadzać, ale jak mam przejść?Inni chodzą ulicą, tylko czy mam ryzykować życie przez kogoś, kto ma gdzieś przepisy?Kierowca(?) nawet mnie nie zauważył rozparty na siedzeniu jak basza.Pytam go więc ponownie, tyle że już ostrzej czy zna kodeks i wie ile chodnika należy zostawić pieszym.Nic, zero reakcji, no dobra, myślę sobie, skoro mam do czynienia z bucem, który wyraźnie ma mnie gdzieś to gadka nic tu nie pomoże.Strzeliłam fotkę komórką(wszak teraz to co drugi jest artystą fotografikiem) i dzwonię pod alarmowy.Mam się zgłosić do komendy miejskiej, stąd mam blisko, więc idę.Jeśli zaczęłam tę wojnę to nie mogę się teraz wycofać.W końcu, mamy rocznicę Grunwaldu a to zobowiązuje.Okazało się, że nie ma kto przyjąć zgłoszenia i muszę poczekać, okay, czekam.Czekam i czekam i zastanawiam się czy to test na przetrzymanie, jestem twarda a poza tym mam czas więc czekam.Alleluja! Doczekałam się!Przyszło dwóch mundurowych, chociaż nie z drogówki, ale przyjęli zgłoszenie.Jedno co mnie przy tym zastanowiło to to, że muszę trzymać na swojej komórce dowód rzeczowy.Przyznaję iż sądziłam, że to zdjęcie zostanie ściągnięte z telefonu i będę miała je z głowy.Na komisariacie warunki polowe, teraz rozumiem co znaczy niedoposażenie policji. Przyznaję, że jestem zaskoczona, bo to ważna jakby nie było instytucja i powinna być dotowana wystarczająco.Przez ten czas, który spędziłam na posterunku miałam okazję poznać budynek.Zauważyłam pod schodami małe drzwi zamykane na kłódkę , czyżby areszt?Naszły mnie przy tym też dwie refleksje, jedna niestety spóźniona-po jakie licho to zaczęłam?!Druga- trzeba uczciwie przyznać, że mamy bardzo przystojną policję!Dobra koniec na dzisiaj.Cześć!
Subskrybuj:
Posty (Atom)